czwartek, 1 stycznia 2015

Caitlin Doughty - "Smoke Gets in Your Eyes: And Other Lessons from the Crematory"

Kto by pomyślał, że przy takiej lekturze będę się uśmiechać.

To opowieść młodej kobiety, dręczonej lękiem przed śmiercią. Zdecydowała się stawić mu czoła i zatrudniła się w... krematorium. A doświadczenia, które tam zebrała nie tylko pomogły jej uciszyć własne demony, ale i wyciągnąć rękę do podobnych sobie skazańców.

Łagodna, refleksyjna książka, pokazująca jak bardzo zachodnia cywilizacja zatraciła się w zakłamywaniu śmierci i do czego taki stan rzeczy prowadzi. Autorka studiowała historię średniowiecza i w tekście napotkać można różne średniowieczne smaczki, ale nie tylko... Mamy również przegląd zwyczajów pogrzebowych z różnych stron świata (najbardziej mnie zainteresował rytuał brazylijskiego plemienia Wari', które swoim zmarłym okazywało najwyższy szacunek poprzez upieczenie ciała na ruszcie i konsumpcję. Pradawną tradycję wykorzeniono siłą i teraz Wari' mają nakaz grzebania zmarłych w ziemi. Bez obróbki termicznej.).

Fascynujące są tajniki zawodu przedsiębiorcy pogrzebowego. Caitlin nie szczędzi szczegółów, a te, mówiąc wprost, robią spore wrażenie nawet na obiektach tak zaprawionych w makabrze jak ja. A wszystko spokojnie, z lekkim humorem, bez epatowania grozą i eskalacji emocji.

Trochę głupio powiedzieć, że opowieść z krematorium jest ciepła. ;) Ale ona JEST ciepła. W kojący i nienachalny sposób podstawia czytelnikowi pod nos najprostszą, najbardziej elementarną prawdę, z którą niemal nikt nie jest w stanie się zmierzyć. Zmusza do zastanowienia się nad tym, przed czym uciekamy, mimo iż doskonale wiemy, ze nie da się odbiec daleko.

Jak zwykle, kilka cytatów:

"Exposing a young child to the realities of love and death is far less dangerous than exposing them to the lie of the happy ending. Children of the Disney princess era grew up with a whitewashed version of reality filled with animal sidekicks and unrealistic expectations. Mythologist Joseph Campbell wisely tells us to scorn the happy ending, "for the world as we know it, as we have seen it, yields but one ending: death, disintegration, dismemberment, and the crucifixion of our heart with the passing of the forms that we have loved."

"The Portugese have a word with no equivalent in English, saudade, which indicates a longing, tinged with nostalgia, madness and sickness over something you have lost."

"... a body is chemically embalmed, then laid in a sealed casket, which is then placed in a heavy concrete or metal vault beneath the earth, surrounding the body in several layers of artificial embrace, separating it from the world above. The headstone is placed on top of the whole affair, like the cherry on a death-denial sundae."

"If decomposing bodies have disappeared from culture (which they have), but those same decomposing bodies are needed to alleviate the fear of death (which they are), what happens to a culture where all decomposition is removed? We don't need to hypothesize: we live in just such a culture. A culture of death denial.
The denial takes many forms. our obsession with youth, the creams and chemicals and detoxifying diets pushed by those who would sell the idea that the natural aging od our bodies is grotesque. Spending over 100 billion dollars a year on anti-aging products as 3,1 million children under five starve to death. The denial manifests in our technology and buildings, which create the illusion that we have less in common with road kill than with the sleek lines of a MacBook."

Cytat poniższy bardzo dobitnie przemówił do matki we mnie:

"In many ways, women are death's natural companions. Every time a woman gives birth, she is creating not only a life, but also a death. Samuel Beckett wrote that women 'give birth astride of a grave'. Mother Nature is indeed a real mother, creating and destroying in a constant loop."

Mocne. Ale podoba mi się.

Nie powiem, żeby moja relacja z własną śmiertelnością zmieniła się jakoś drastycznie po tej lekturze. Ale Caitlin Doughty wniosła w moją skołataną duszę odrobinę spokoju. Za co jestem jej... hmmm... dozgonnie (przepraszam, nie mogłam się powstrzymać ;) ) wdzięczna.

Brak komentarzy: