Innymi słowy - młyn straszny, szczególnie dla osobników nieprzystosowanych społecznie. W celu odstresowania z upodobaniem oddaję się więc aktywności fizycznej. Mieszkaniu wyszłoby na zdrowie, gdyby owa aktywność objęła również sprzątanie, ale nie posuwajmy się do kroków aż tak drastycznych ;) Póki co, biegam kiedy mogę, przez własną zachłanność (jak to, ja nie przebiegnę 5k? JA? wała!) dorabiając się kontuzji (na przykład shin splints, boli ałaaa). Cóż, starość nie radość, młodość nie wieczność. Jak boli to znaczy, że jeszcze żyję ;)
Wiem, że są ludzie, którzy przy wysiłku fizycznym słuchają na przykład audiobooków, albo kursów językowych. Albo chociaż muzyki klasycznej. W którymś odcinku Dextera była taka piekna scena: Deb na bieżni, zasłuchana w Szopena. Ach, jakże mi to imponuje. Gdybym w biegu uczyła się mandaryńskiego albo chociaż słuchała Liszta, a po treningu sączyła ze smakiem koktajl z jarmużu, byłabym cool, trendy i ociekałabym zajebistością.Niestety, jem hamburgery i słucham One Direction.
I, w sumie, jest całkiem git ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz