sobota, 5 stycznia 2013

Burza zaburzeń


"Zaburzenie depresyjno-lękowe". Czyściutkie, sterylne, medyczne określenie, zza którego niewiele widać. Nie widać, na przykład, porannych ataków paniki, które spadają znienacka na zmęczoną głowę. Ani wieczornego poczucia beznadziei, kiedy wleczesz się jak żółw między kuchnią a pokojem i próbujesz zrobić to, co do ciebie należy a każda, najprostsza nawet czynność zdaje się wysiłkiem większym od pracy Syzyfa i równie bezsensownym.

W nielicznych chwilach przytomności umysłu doznajesz olśnienia: "ach, więc TAK się czują normalni ludzie!". Ale to nigdy nie trwa długo, wklejasz się z powrotem w smugę cienia bo tam jest twoje miejsce i nigdzie indziej żyć nie potrafisz.

Amen.


6 komentarzy:

Małgorzatka pisze...

mam to samo, doskonale wiem o czym piszesz. ostatkami sił powstrzymuję się przed tym aby nie zostać na zawsze w pidzamie,brudzie i niemocy. dzieci mnie wnerwiają, czuję niechęć do starszej, totalną. płacz przeplatam śmiechem z głupot. mam wrażenie, że już umarłam.czekam tylko na jakąś katastrofę,moje życie polega tylko na tym. Stres,nerwy, trzęsawka rąk, palpitacje serca, sporadyczne uciechy z głupot, seriali. no ale to nie o mnie wpis. Trzymaj się:*jestem z Tobą!wspieram.

Cuilwen pisze...

O Tobie też :*
Dziś cały dzień łaziłam w piżamie i ledwie przebierałam nogami. Walczę ze sobą, żeby coś zrobić, ale to jak przedśmiertne drgawki a nie prawdziwa chęć.

kaszka pisze...

:( czy jak napiszę, że mam podobnie to Ci się zrobi choć troszkę lepiej? ja mam jeszcze do tego poczucie, że muszę robić coś, ale nie bardzo wiem co to ma być i to mnie niemożebnie stresuje. albo wiem co mam robić, ale nie mam możliwości przy małym dziecku. pomaga mi planowanie, pisanie list rzeczy do zrobienia, układanie jakiegoś planu w tej wszechogarniającej beznadziei, bo ja naprawdę nie bardzo rozumiem po co się żyje. nawet jeśli zrobię z tego jedną rzecz to jest to pozytyw. i zdecydowanie najgorzej jest jeśli rano nie założę innych ciuchów, nawet wyciurchane jeansy i polar byle poczuć, że jednak nie jestem pacjentem.

Cuilwen pisze...

Kasia, też próbowałam robić listy, ale tylko się frustrowałam, że nie jestem w stanie wszystkiego z danej listy odhaczyć...
Mam to samo, tyle rzeczy chciałabym zrobić, ale przy małym się nie da, załamuję się i czuję się jak wyrodna matka, bo przecież nie powinnam świata widzieć poza dzieckiem.

kaszka pisze...

nie jesteś wyrodna, tak mamuy skonstruowane społeczeństwo, że jesteśmy same, bez oddechu, bez dodatkowej pary rąk. nie da się. są takie dni, że w zlewie syf, zabawki na każdym centymetrze kwadratowym, a ja odliczam minuty do położenia ich spać. to są te dni kiedy wrzask mnie obezwładnia. nie da się robić trzymając dziecko na rękach, kiedy chusta czy nosidło to nie to czego mały człowiek chce.

Cuilwen pisze...

O to to.
Właśnie tak.
Człowiek jest jednak zwierzem stadnym, jako matka przekonuję się o tym na każdym kroku...