Powrócił Mąż. W stanie kompletnej nieżywości po niemal 24godzinnej podróży samolotami z dwiema przesiadkami. Aktualnie Mąż pogrążony jest w głębokim śnie. Na całe szczęście, Syn też padł był i śpią sobie oba razem. Dzięki czemu mam na głowie tylko dziewczynki.
Nadmiar negatywnej energii wyładowuję twórczo. Stworzyłam mianowicie przybornik na biurko z kartonu po dziecięcych butach, rolek po papierze toaletowym, guzików, tasiemki oraz koślawych kwiatków z filcu ;) Jestem leniwa, więc nie wyszło tak starannie jak powinno, ale za to mieszczą się w nim wszystkie moje biurkowe przydasie. I mogę je umieścić poza zasięgiem Matju. Koniec z malowaniem mebli żelowymi pisakami i ogryzaniem ołówków. Hurra.
Weekend trwa za długo, stanowczo za długo. Za dużo wolnego, za dużo rodziny. Za dużo deszczu, za mało słońca. Trzeci dzień siedzę w domu i zaczynam cierpieć na stany lękowe. Chcę powrotu do rutyny dnia codziennego. Poczucia bezpieczeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz