Młody spędził w przedszkolu 3 dni. Razem 18 godzin.
Zjada to, co mu tam podadzą.
Mówi "dziekuję bardzo" i "proszę bardzo", po swojemu, oczywiście.
Sprząta zabawki, kiedy skończy się nimi bawić O_O Sam. Bez proszenia. Dziś jak to zobaczyłam to myślałam, że zejdę na zawał. Oczywiście jutro juz zapomni, w końcu to dwulatek, ale sam fakt, wiecie... Szok.
Mniej wyje.
Łatwiej daje się czyms zająć.
Nie rzuca się na ziemię i nie wali głową o podłogę.
A ja, pod jego nieobecność, posprzątałam, uprałam, zmyłam, zrobiłam zakupy. Wszystko tanecznym krokiem, ze śpiewem na ustach.
Chyba czas przygarnąć jakichś uczniów na korki z języka language i zarobić na przedłużenie czasu pobytu Młodego w placówce. Najwyraźniej mu to służy. I mnie również.
Rozmawiałam z jedną z przedszkolnych Cioć. Powiedziała mi, że jest pod wrażeniem Ani. Jej troskliwości i opiekuńczości, nie tylko w stosunku do brata, ale do wszystkich maluchów. Ania bawi się z nimi, pokazuje co trzeba zrobić, jeśli nie rozumieją, broni ich i zwraca uwagę Cioć na ich potrzeby, jesli brak im siły przebicia.
Wzruszyłam się niemal do łez.
Ale najbardziej rozmiękłam, kiedy opowiedziałam o tym Ani, a ona się zdziwiła: "Jak to, przecież ja nic specjalnego nie robię...".
:)
6 komentarzy:
super dzieci!
bo mama super ,no!
no widzisz, szkoda, żem z Poznania, zapisałabym się do Ciebie na korki, bo language kusi i czasem myślę,że warto czegoś nowego się na starość nauczyć :)
Ach, Gosia dziękuję :D Ego mi urosło ;)
Paulina, ucz sie, warto :D
A dzisiaj juz cały urok prysł, młody jest sobą czyli wrzeszczącym tornado, a ja będe chodzić w piżamie do południa i sie wkurzać.
Pochwalailas i sie odmienilo :( Ania mnie bardzo rozczulila
Prześlij komentarz