poniedziałek, 26 stycznia 2015

Erozja

Ciocia babcia nie otwiera drzwi. Powinna być w domu, jest niemłoda, czasem jej się coś myli. Nikt z sąsiadów jej nie widział od dobrych kilku dni. W sumie mało dziwne, mieszka w mikro domku na skraju miasta, to nie blok, gdzie czujne uszy sąsiadów odnotuja każde kichnięcie. Za domkiem ziemianka, gdzie ciocia babcia trzyma przetwory. Za ziemianką kurnik i stodoła, która malutkiej mnie wydawała się kiedyś przeogromna. A obok wielkie drzewo, z którego lubiłam zwisać jak lemur. Ot i wszystko. Nie za bardzo jest się gdzie schować.
Szukam. Zaglądam tu i tam. Do ziemianki, do kurnika. Do stodoły nie wchodzę, nie mam odwagi, staram się zapomieć o tym, co tam się kiedyś stało. Jeszcze tylko sprawdzę za domem. Nic.
Przyszła moja babcia. Ciocia babcia to jej starsza siostra. Pukamy. Nic. Zaglądamy przez kuchenne okno. Na stole dwie szklanki z niedopitą herbatą. Czemu dwie? Miała gościa? Wyszli razem? Gdzie ona jest? Zaczynamy się niepokoić.
Babcia ma klucz. Otwiera drzwi. Są strasznie stare i wypaczone, trzeba je porządnie popchnąć, żeby zechciały odkleić się od framugi. Auć, skrzypią niemiłosiernie. Babcia wchodzi, ja nadal patrzę przez okno na te dwie szklanki i robi mi się nieswojo.
Babcia krzyczy.
Nie chcę tam wchodzić, nie chcę, wiem co zastanę w środku. Ale wchodzę.
Mijam kuchenny stół z dwiema szklankami, potykam się o kosz z drewnem do pieca, jak zwykle stoi na środku. W pokoju obok rozgrzebane łóżko, w nim trup cioci babci, bez oczu, twarz porośnięta zieloną pleśnią.
Krzyczę i ja.

Otwieram oczy. Jestem kłębkiem strachu, niezdolnym do absolutnie niczego poza oddychaniem. Oddycham więc. Staram się dostosować wdechy i wydechy do powolnego sapania męża, śpiącego obok. Dobrze, że go nie obudziłam.
I ciocia babcia i jej młodsza siostra nie żyją od wielu lat. Obie zmarły w szpitalu. To tylko mózg produkuje dziwne narracje. A ta nie jest jeszcze najgorszą ze wszystkich. Przez ostatnie osiem lat moim neuronom zdarzyło się wyrzygać znacznie gorsze rzeczy.
Przytomnieję. Strach pomału opada do akceptowalnego poziomu. Zaczyna płakać Matju, muszę do niego iść. Jestem zmęczona.


4 komentarze:

Kajka pisze...

A myślałam, że tylko mi się śnią takie paskudztwa jak poderżnięte gardło rodzonego brata powieszonego w kiblu szkolnym albo półtuszka bratowej oskurowanej przez psychola, który zostawił ich córeczkę żeby na to patrzyła. Czasem bym wyłączyła te neurony. Najgorsze, jak te sny zahaczają o dzieci. Czasem boję się zasnąć.

Cuilwen pisze...

Obawiam się, że to dość powszechne :(

elffaran pisze...

Hmm, a ja mam pogodne sny, albo sensacyjne jakbym film oglądała. Czasem budzę się z myślą, że powinnam ten szkic zapisać bo to była by dobra podstawa do napisania książki. A potem następuje proza życia ;).
Może to dla tego, że obudzona i na trzeźwo ciągle przewiduję katastrofy i trzecią wojnę światową? Jak dziecko chwilę jest cicho od razu mam wizję, że się udławiło :(

Cuilwen pisze...

Pewnie to się jakoś równoważy...