Straciwszy z oczu szlak niemylnej drogi,
W głębi ciemnego znalazłem się lasu."
To oczywiście początek "Boskiej Komedii" Dantego. W mordującym neurony przekładzie Porębowicza. Tłucze mi się ostatnio w głowie, bo te trzy wersy opisują coś, czego (chyba) od kilku lat doświadczam - kryzys wieku średniego.
Czy na tym on właśnie polega? Że nagle, nie widząc jak i skąd, znajdujesz się w miejscu, w którym wcale nie chciałeś być? I nie wiadomo jak się stamtąd wydostać? I żaden Wergiliusz nie przyjdzie i nie wyprowadzi za raczkę z kłopotu. Na światło rozumu już cokolwiek za późno.
Nagle zdajesz sobie sprawę z upływającego czasu i kurczących się możliwości.
I z błędów, które w swej młodzieńczej durnocie popełniłeś, a ich konsekwencje będziesz ponosić przez resztę życia. Błędy. Błędy. Błędy. Konstelacje błędów, a wszystkie świecą tak jasno, że odbierają wzrok i resztki nadziei. Przecież można było tylu rzeczy uniknąć. Tylko wybrać inaczej. Nie bać się.
Właśnie, gdybym mogła dwudziestoletniej sobie przesłać ostrzeżenie w jednym zdaniu, napisałabym "przestań się bać".
I tak bym pewnie nie przestała. Chcę w to wierzyć. Determinizm mym przyjacielem jest. Usprawiedliwieniem. Słodkim kłamstwem. Miłosierdziem, które sama sobie wydzielam zbyt skąpo a potrzebuję jak powietrza. Wybierałam tak, jak umiałam najlepiej. W to muszę wierzyć, bo jeśli nie, jeśli zacznę grzebać w fundamentach przeszłości i wyciągać cegły i wybijać dziury, rozpadnę się całkiem. Nie tamta dwudziestoletnia ja, która bała się wszystkiego, tylko ta tutaj, trzydziestoośmioletnia matka trójki, która boi się wszystkiego i oddycha stratą.
Strata. Motyw przewodni. Wszystko czym nie będę. Wszędzie gdzie nie będę. Wszyscy z którymi nie będę. Wszystko czego mi odmówiono. Wszystko co okazało się nie takie jakie wierzyłam że jest. Wszystko czego mi brak, niewiele przecież tego, a wszystko. Przebudzenie boli jak kopnięcie konia. Ciesz się z tego co masz? Ja wiem, co mam, wiem dobrze, i to nie jest to co widzisz.
Na każdym kroku, w artykule z internetu, w piosence z radia, w zapachu powietrza i kolorze chmur który taki sam jak wtedy - wybuchają emogranaty i nie dają żyć bo jak tu żyć kiedy w gardle szlam.
Gdzieś mi się zapodziało poczucie wyjątkowości. Tego, że moje życie jest ważne i cos warte. Że czemuś służy. Że jest komuś potrzebne. Teraz jestem tylko mrówką, która żyje wśród innych mrówek. Żyje wyłącznie dzięki przypadkowi - bo nikt mnie jeszcze nie napadł i nie zadźgał, bo moje DNA nie wyprodukowało jeszcze nowotworu, bo samochód ze mną w środku jeszcze nie wpadł w poślizg, bo rzuciło mnie na świat we względnie spokojnym kraju a nie w favelach Rio. Przypadek, suma przypadków, kompletnie nieprzewidywalnych i bezlitosnych. Za mną czarno, przede mną czarno a Los rzuca kości.
Muzyka. Na skołtunione sny, słone poranki i gorycz porażki na zębach.
11 komentarzy:
Amen. Mam wrażenie, że tak właśnie a być, że takie jest życie. Najpierw jesteś wyjątkowa, a potem jedną z wielu, całkiem zwyczajna. A jeszcze później znikasz... nie powiem Ci nic optymistycznego ani pocieszającego, bo Twoje słowa opisują to, co sama czuję.
ja się cały czas zastanawiam jak to się stało, że dopiero miałam 20 lat, poważnie to jest przedziwna sytuacja. rozkminy egzystencjalne straszne som imho, lepiej klapki na oczy i przeć do przodu. jak sie uda zmienić kierunek o parę stopni to czasem pomaga.
No ale spróbuj nie rozkminiać, kiedy wszytko dookoła wali mnie po ryju, przypominając o tym, że NIE. Już NIE. Nie ma. Było i nie ma. Nie było i nie będzie. Acces denied.
Paulina, tak chyba jest. I sama skala zjawiska mnie przeraża, ilu ludzi myśli tak samo, ilu czuje podobnie, jak bardzo jest to nieistotne bo wszyscy jesteśmy tak samo nieważni.
Mnie przeraza jedno, ze juz nie zostane kekarzem, notariuszem, baketnica, gornikiem, jak mi sie to zdawalo 15 lat temu. Taki lajf na tym polmetku 😓😓
Kurde Ewcia, jak Ty masz teraz kryzys wieku średniego to na 50-tkę fundniesz sobie białą trumnę.
A tak na poważnie to lepiej się nie zastanawiać za dużo. Nad tym sensem, niewykorzystanymi możliwościami, popełnionymi błędami. Jest jak jest i NIC tego nie zmieni. Możemy zmienić jutro zaczynając od dzisiaj, ale z naszym obciążeniem (mąż, dzieci w nadmiarze, kredyty) to raczej metodą BARDZO małych kroczków. Coś tam możemy. A czegoś tam już nie i już NIGDY. Tylko co nam da to, że będziemy się takimi myślami zadręczać? Tylko doła. Więc Cię wirtualnie przytulam, moja ty staruszko i nadal wierzę, że spotkamy się na Malediwach z drinkiem w ręku (a że to będzie plakat z plażą i bure piwko to szczegół ;)
Gdybym umiała być rozsądna tak jak Ty to bym była.
Ale nie umiem
No bo jak się ma poprzestawiane kabelki pod czachą to tak jest ;)
ja wiem, że to nie jest łatwo, zresztą sama wiesz, że ja też rozkminiam. tylko wiem, że ci co tego nie robią mają łatwiej, cieszą się z pierdół, boją się pierdół, chodzą do wróżki, żeby im powiedziała jak ułoży im się życie. i zazdroszczę im tego spokoju.
Też zazdroszczę bezrefleksyjnego spokoju.
Prześlij komentarz