sobota, 31 stycznia 2015

Jacek Dukaj - "Król Bólu"

Czytam właśnie, trzeci już raz, i nie mogę się oderwać. Dukaja wielbię za to, że tak pięknie mnie poniewiera intelektualnie. Nad jego prozą trzeba sie skupić, pomyśleć, uruchomić ukryte zasoby wiedzy i wyobraźnię.
Rozbrajają mnie opinie, że Dukaj jest do dupy bo za trudne, że za dużo neologizmów i niezrozumiałych terminów, że czytelnik ogłuszony i nic nie kuma. A najbardziej rozbrajają mnie ci, którzy przyznają, że przeczytali pół pierwszego opowiadania (z ośmiu), nic nie zrozumieli i już wiedzą że wszystkie pozostałe to dno. To, że ktoś nie zrozumiał oznacza tylko tyle, że nie zrozumial, a nie że książka jest nic niewarta. Nie zrozumialam "Ulissesa", ale nie twierdzę, ze Joyce nie umiał pisać.
To jest fantastyka z domieszką filozofii i socjologii, trudna, owszem, ale na pewno nie nieprzenikniona. Nie wchodzi tak łatwo jak, dajmy na to, "Cukiernia pod amorem", ale dla mnie to nie wada. Kwestia gustu i chwili, przecież czytadła też wchłaniam i bardzo lubię, ale byłabym ostrożna w porównaniach i wieszaniu psów.

Rozpływam się w szczegółach, skomplikowanych światach, bogactwie opisów. No bo jak sie nie zachwycić na przykład "Cruxem" gdzie mamy połączenie sarmackiego mitu z superzaawansowaną nanotechnologią i społeczeństwem jak z zajdlowskiej "Paradyzji"? Albo "Król Bólu i Pasikonik" - postapokaliptyczny świat szarpany terroryzmem genetycznym. Lemowskie w stylu "Oko Potwora"  i smaczna wizja statku kosmicznego wraz z załogą jak z głębokich lat siedemdziesiątych, plus rozważania o kresie rozwoju cywilizacji. Yum.
Neologizmy mnie nie ruszają, lubię, khem khem, zabawy językiem :D Sprawia mi przyjemność rozgryzanie dziwnych słów, powroty do wcześniejszych partii tekstu, ponowne czytanie już z innej perspektywy, łączenie wątków, dedukowanie, odkrywanie, kojarzenie i odgrzebywanie. Dukaj pisze pięknie, kunsztownie i jest wszechstronny - wystarczy porównać "Linię Oporu"(rzut oka na transhumanizm, gdzie treść ślicznie zgadza się z nieoczywistą i trudną do rozplątania formą, ale niektóre kawałki [wnetrze Smoka] są tak piękne, że czytałam je po kilka razy dla samej przyjemności obcowania z tą wizją) z "Piołunnikiem"  - historią o tym, czym Czernobyl nie był, napisaną, jak mówią krytycy, "po ludzku". ;) Bardzo sobie cenię również jego trafne obserwacje na tematy ogólnoludzkie.
Książki Dukaja dawkuję sobie pomalutku, żeby mi na długo starczyło. Wracam do nich co jakiś czas i za każdym razem rozumiem więcej i odkrywam coś nowego. To właśnie, a nie szybkość czytania i łatwoprzyswajalność, jest dla mnie (zupełnie subiektywnie) wyznacznikiem dobrej literatury.

Kilka ładnych cytatów:

"Linia Oporu"

"Co pewien czas zadaję sobie ćwiczenie: odpowiadaj ludziom jakby naprawdę myśleli co mówią."

"Wyobraża sobie życie ludzkie jako przestrzeń fazową wszystkich możliwości duszy i ciała. Czlowiek absolutnie wolny jest w niej nieodróżnialny od człowieka absolutnie pustego: bez właściwości, bez charakteru. Każdy czyn i każda myśl jednakowo prawdopodobne. Równo rozsmarowany. Ot co."

"Nie ma rodziny,mamo. (Powiedziałby). Jesteśmy w teatrze. Siedzimy na scenie. Patrzą na nas, ściśniętych w chacie kurnej, wyjadających drewnianymi łychami tłuste kluski ze wspólnej michy.
Widzisz to, mamo?
Gdybyś weszła na nasze orbity...
Gdzie żyje się w ponadgeograficznej konstelacji bliższych i dalszych znajomych. Że znajdziesz w niej także kogoś z tej samej linii genetycznej, spod tego samego dachu dzieciństwa - to możliwe, to prawdopodobne. Ale nic nie znaczy. Nie nazywasz "rodziną".
Rodzina to przypadek genetyczny. Co z tego, że dzielicie krew i wspomnienia, skoro nie masz z nimi o czym rozmawiać, rozeszliście się w inne dusze, inne astronomie i królestwa.
Nie potrzebujesz rodziny nawet jako ubezpieczenia od choroby i starości. Nie potrzebujesz rodziny, by posiadać dziecko.
Nawet jak masz dziecko, to nijak cię ono nie definiuje. Masz, nie masz, masz, potem znowu przez dziesiątki lat żyć będziesz bezdzietnie - nie jesteś ojcem, nie jesteś matką, to sezonowe konstelacje.
Nie potrzebujesz rodziny."

"Zawsze pojawi się jakaś nisza, w której kwestią organizującą człowiekowi całą rzeczywistość jest dieta wegetariańska, marka bielizny albo wysokość stałej kosmologicznej."

"Szkoła"

"Oczywiście, że się boisz, bałeś się zawsze i wszystkiego, strach masz we krwi jak ten narkotyk, przesączony przez pępowinę z organizmu matki, odziedziczony po niej w kolejnej skarlałej generacji; on, strach, zawsze był po twojej stronie."

"Król Bólu i Pasikonik"

"Król Bólu w podświadomym odruchu osłania glowę neseserem. Powietrze mgli sie od przenoszonych drogą kropelkową indoktrynatorów, krążą tu zarazki Kapitału Marksa, Bogactwa narodów Adama Smitha, Centesimus annus Jana Pawła II, wykichiwany i rozkaszliwany jest Lewiatan Hobbesa, Państwo i anarchia Bakunina oraz Wynaród Kurzajewskiego. Tuż przy wejściu do oszklonego patio trzy wiedźmy metyskie palą kadzidło komunizmu korporacyjnego; pomarańczowy dym gryzie w oczy."

Powyższy  kawałek mnie mocno rozbawił i na nim zakończę. Mogłabym jeszcze dłuuugo, czytam sobie po raz kolejny piękny fragment "Oka Potwora" gdzie główny bohater wędruje nocą po wnętrznościach statku o wdzięcznej nazwie "Behemot", ale nie mam już siły klepać w klawiaturę :)

Na deser - "Katedra" Tomasza Bagińskiego, zainspirowana opowiadaniem Jacka Dukaja. Kto nie widział, niech obejrzy, przepiękna rzecz. I świetna muzyka. Love.

Brak komentarzy: