sobota, 19 marca 2011

Terapeutyczne szycie - kolejny filcowy wisielec sprzętowy

Kolory w rzeczywistości są bardziej stonowane, na zdjęciu wyszły iście oczotrzepnie, żeby nie powiedzieć inaczej. Mam nadzieję, że majty będą pasować na sprzęt, dla którego są przeznaczone... Zważywszy moje zdolności matematyczne, mam co do tego pewne obawy. Ale zawsze mogę uszyć kolejne. To coś z koralików to miała być jeżynka :)



Dziś rano miałam pierwsze jazdy doszkalające z młodym i niezwykle sympatycznym instruktorem. Domagałam się przećwiczenia tego nieszczęsnego łuku. Pan wyjaśnił mi krótko - "jak prawym lusterkiem mijasz pierwszą tyczkę rób pełny obrót kierownicą, jak ostatnia tyczka będzie w tylnej szybie między zagłówkami, prostuj koła". Jeździłam w tę i z powrotem przez godzinę. Wychodziło za każdym razem... Czemu mnie nikt wcześniej nie oświecił? Wniosek - i mówię to bez żadnych podtekstów - faceci po prostu robią to lepiej...
Mam nadzieję, że nie zdurnieję na egzaminie i następnym razem uda mi się chociaż z placu wyjechać. Bo że zdam, to nie wierzę.
Wewnętrznie zwijam się w kłębek. Nie z powodu egzaminu bynajmniej. Tak w ogóle.

4 komentarze:

ziarnko piasku pisze...

szczerze mówiąc to martwiłam się, kiedy rano nie zobaczyłam nowego posta ;)

kurcze, podobają mi się te ubranka na sprzęt :) Ewo, czy byłaby możliwość kupienia od Ciebie czegoś takiego? ja bym była bardzo zainteresowna :)

Pozdrawiam ciepło! :*

Cuilwen pisze...

Hej :) Dziękuję za dobre słowo :) Rano mi było niespecjalnie fajnie i wolałam nic nie pisać coby w sobotni ranek nikomu humoru nie psuć.
Jak chcesz ubranko na sprzęt to napisz do mnie na maila :)

erec pisze...

ej no co Ty - ja jeździłam z panią i oczywiście, ze na takie tricki nauczyła mnie jezdzic łuk i jeszcze kilku rzeczy :)

Cuilwen pisze...

To musiałam mieć pecha. Jak zwykle.