Mimo wszystkich smutków, kłopotów i emocjonalnych sinusoid, zaczynam nieśmiało czekać. Na ciepłą, malutką kluseczkę, dla której będę wszystkim, przynajmniej przez kilka miesięcy. Ten mały facecik mnie nie zawiedzie, nie odrzuci, nie zlekceważy (przynajmniej przez jakiś czas ;). Dla niego będę pokarmem, środkiem nasennym, lekiem przeciwbólowym, jedyną gwarancją bezpieczeństwa. Mój zapach i głos będzie rozpoznawać już w pierwszych dobach po porodzie. Będzie z uwagą studiować moje rysy twarzy przy karmieniu. Już się cieszę na to wszechwiedzące i skupione spojrzenie, noworodki wyglądają jakby znały wszystkie tajemnice świata :) Na malutkie rączki, które będą mnie chwytać za włosy (ładnie brzmi, kiedy się to czyta, ale w rzeczywistości - aaaauć!). Na ten absolutny cud natury - tłuste, kiełbaskowate nóżki i niemowlęce stopy z paluszkami okrągłymi jak kulki. Kto widział ten wie :)
Nasłodziłam ;), ale oczywiście jest i druga strona medalu, przypomnijmy - niedobory snu (u mnie około roku - półtora), hormonalny rollercoaster jeszcze szybszy niż w ciąży, dwadzieścia parę zafajdanych pieluch dziennie, krwawiące brodawki, zastoje w piersiach, kilkugodzinne sesje kolek, nie wspominając o rekonwalescencji po porodzie (w szczegóły nie wchodzę, bo co wrażliwszych mogłoby zemdlić ;), ubrania zalane śmierdzącym, nadtrawionym mlekiem... Ot, życie. Powinno się częściej o tym wspominać w kolorowych poradnikach, mniej byłoby rozczarowanych kobiet ;)
Zaczynam też odczuwać pierwsze ukłucia powracającego chustoholizmu ;) Na początek Wewnętrzny dostanie wełnianą chustę kółkową Tetro, o taką:
Zdjęcie ze strony producenta. Taka szmatka ma wiele zalet - wełna cudnie nosi, chłodzi w lecie, grzeje w zimie, nie trzeba jej często prać. Zalanolinowana po każdym praniu jest plamoodporna. Wygodne ramię. W kółkowej można całkiem fajnie karmić :) I przydaje się do (ach ach!) samochodu ;P żeby fotelika wszędzie nie targać ;)
To jest jednak prawda, że jak już ktoś raz zarazi się babywearingiem to będzie produkować kolejne dzieci, żeby tylko wsad do chusty był ;P
3 komentarze:
Byłam już u Ciebie w ciągu dnia , ale między szorowaniem fug , a wiesznaiem firan , więc nie pisąłm ;) Fajnie , że tak cieplutko myślisz o wewnętrznym . Ja tam cieszę się teraz siostrzeńcem , któy przyszedł na świat 2 miesiące temu i jak mówią mi , że mi pasuje dzidzia to pukam się w głowe:D Mały sie śmieje jak czarna czarownica pyta go keidy poelzie z ciotką na piwsko i odpowiadam sobie , że pewnie jak ciotka będzie o lasce lub na wóżku się bujac ze starości:D
A wogle to mam dziś dzionek do bańki . Rozwaliłam brode podopiecznej , dzieć starszy skłamał mnie mocno , a na koneic hit dnia. :D Podlewając ogródek z prowizorycznej studni , wyciągając wode wiaderkami jak przed wieków w pewynm momencie patrzyłam jak moje okulary toną w głebnie studni , .... jak Tytanic:D A dziś robiła porządki w apteczce i wyszperłam swoje stare i myśle se niech leżą w razie cóś . Ale ... wizyta u okulisty juz dawno odkałdana , więc trzeba jutro dzwonić .:D A teraz z szkalneczka piwka życze spokojnej nocki i może dzeicairnia da matce pospać deczko dłużej :)
Achaaa, królisia szyj , bo to łatwiejsze niż anioł tildowy. Tylko jak bedziesz już działac to zauważ , że łapki króliczek ubrane są osobno w rekawki i dopiero gotowe doszywane . Sięęęęęęę rozpisąlam;)
Ło matko, dzień rzeczywiście do kitu, współczuję... Twarda jesteś, jakby mi spadły okulary do studni to chyba bym za nimi skoczyła ;)
Jak złapię przed świętami trochę czasu to chyba naprawdę siądę do królika. Łapki ubrać osobno, powiadasz... Ja nie wiem czy będę umiała ;) W ogóle mam problem z szyciem Tild na maszynie, tam jest tyle zaokrągleń, z którymi sobie nie radzę, wychodzą mi kanciaste... A jak szyję w ręku to się rozłażą. Wrrr.
Dasz radę Ewa :-)
Prześlij komentarz