Odkąd mam własną rodzinę, święta kojarzą mi się tylko z zasuwaniem przez parę dni na szmacie i przy garach, po to, żeby wreszcie paść z wyczerpania na dwa dni przymusowego "świątecznego nastroju". Kojarzą mi się też z zamkniętymi sklepami, nadwagą i napiętą atmosferą w domu.
Ta Wielkanoc zapowiada się nieco inaczej. Na szczęście :) Przede wszystkim Małżonek wziął dwa dni wolnego i odpracował uczciwie co cięższe porządki, łącznie z myciem okien i wewnętrznych drzwi. Mnie zostały zakupy, pomniejsze sprzątanie, gotowanie i pieczenie słodkości.
Jako, że nie mamy samochodu, nigdzie nie jedziemy, gości też nie przewidujemy, więc przedświąteczne maratony kuchenne nie są zbyt uciążliwe. Staramy się unikać rytualnego obżarstwa :)
Mój humor skoczył o kilka stopni do góry również z powodu zakupu suszarki ;) Wymyśliłam gdzie ją ustawić (kuchnia), przekonałam Małżonka (jak chcę to umiem być bardzo przekonująca :P), podłączyliśmy i dziś załadowałam pierwszy wsad. Krojąc warzywa na sałatkę popatrywałam czule na mój nowy skarb i z rozrzewnieniem słuchałam kojącego szumu :))) Potem wyjęłam czyściutkie, cieplutkie, miękkie i pachnące ubrania i z rozkoszą porozkładałam do szaf :) Swoją drogą ciekawa sprawa - ubrania z suszarki są mniej pogniecione niż te, które schną wisząc nieruchomo. Co mnie uwolni od części znienawidzonego prasowania :))) Kolejna rzecz, z której mogę się cieszyć :) Ach, nie ma to jak proste, kurodomowe przyjemności...
Mimo, że nie natrudziłam się specjalnie, czuję się przeraźliwie zmęczona i co chwila mam skurcze. Posiaduję sobie, usiłuję odpoczywać, ale mazurek się sam nie zrobi, więc chyba w końcu będę zmuszona ruszyć cztery litery :) Co jak co, ale mazurek z kajmakiem musi być, inaczej Wielkanoc jest nieważna :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz