Świeci słońce, jest pięknie i jasno. Dzieci bawią się umiarkowanie grzecznie, w każdym razie na polecenia reagują. Jeszcze. Boli mnie kolejny palec z lekko zerwanym paznokciem (nie wiem jak to się stało) i prawa nerka (tu przynajmniej wiem). Za oknem słychać krzyki sąsiadki, matki trójki dzieci, którą mąż psychopata usiłuje sterroryzować na parkingu. Dziewięcioletni syn rzucił się na ojca, broniąc matki. Dookoła ludzie. Policja chyba nie spieszy się z przyjazdem. Ochrona ma to gdzieś, bo nie za odciąganie mężów psychopatów od sterroryzowanych żon im płacą. A mnie się chce wyć, złapać coś ciężkiego, zejść na dół i wytłuc sku***synowi mózg przez uszy.
Mam niejasne przeczucie, że to nie będzie dobry dzień... Chętnie schowałabym się gdzieś w kącie, zwinęła w kłębek i przetrwała do wieczora, nic nie robiąc i o niczym nie myśląc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz