wtorek, 29 listopada 2011

Syzyf o poranku

Mąż wybył na cały tydzień. Podejmuję nierówną walkę z logistyką.
Budzę się o 5 rano, Mateo miauczy. Przekręcam się na bok, żeby go zakneblować barem mlecznym i... auuuuuu! - ból piersi czuję aż w zębach i paznokciach. Zastój pokarmu. Uroki macierzyństwa. Gorączka, dreszcze, mać mać mać... No nic, zajmę się tym później.
Wypełzam z ciepłej pościeli, czując się jak noworodek wyrywany przemocą z łona matki ;) Biorę kwękającego syna, przewijam, sadzam w kuchni w foteliku, obwieszam zabawkami. Dziewczynki już wstały. Śniadanie to wyzwanie: nie chcę z mięskiem, chcę z dżemem! A mogę zjeść pół? Nie lubię sałaty! A czy jak zjem kanapkę to dostanę czekoladę? Przy stole panienki bija się, przepychają, wyrywają sobie talerze. Dżem ląduje na piżamkach. Rozpacz - mamoooo jestem bruuuudnaaaaa, to jej winaaaaa! Wytrzyj mnie! Biegam w piżamie, wycieram, rozdzielam, podaję picie, dopinguję do szybszego jedzenia. Mateo kwęka. Nie mam czasu zjeść, z głodu jest mi słabo.
Potfory najedzone, czas na wyzwanie drugie: ubieranie. Mamo, dlaczego spodnie? Ja nie chcę iść w spodniach, chcę sukienkę! Nie założę spodni! Nie, ta bluzka nie pasuje, chcę inną! Zuzia, zaopatrzona w odpowiednio dobrany zestaw odzieży idzie się przebierać do drugiego pokoju. Nerwowo patrząc na zegarek, walczę z Anią, która stawia bierny opór. Mamo, nie chcę iśc do przedszkola, chcę się bawić w domu! Staje/siada/kładzie się i odmawia współpracy. Tłumaczę, perswaduję, namawiam, w końcu rzucam kuchenną łaciną. Głodna jestem. Nadal w piżamie. I pierś mnie boli przy każdym ruchu. Mateo kwęka, kwękanie powoli przeradza się w cichy (na razie) ryk. Taki mały ryczek. Zaglądam do pokoju. Zuzia, z rajstopami założonymi na jedną nogę zamarła przed telewizorem. Trafia mnie ciężki szlag. Wyłączam telewizor i dobitnie oznajmiam co myślę o takim zachowaniu. Patrzę na zegarek. Jezu, muszę się ubrać... Mateo porykuje. Ania domaga się mycia ząbków. Myję anine ząbki, drugą ręką usiłuję się rozebrać. Zuzia usiadła na podłodze i w ramach protestu siedzi, w samych, za przeproszeniem, gaciach, nie robiąc nic. Przed oczami mam czerwień i bliska jestem złapania któregoś z potomków i rozsmarowania po ścianie. Głośno daję wyraz niezadowoleniu. Potomstwo pojęło, że matka osiągnęła stan kosmicznego wmurwienia i zaczęło wreszcie opornie współpracować. Panny ubrane, zęby umyte. Mamo, a zrobisz mi kucyki? Patrzę na zegarek. Mateo ryczy coraz głośniej. Ja nadal w piżamie. Z głodu kręci mi się w głowie. O Boże, zapomniałam o kanapce dla Zuzi do szkoły... Szybko. Mamo, a zrobisz mi kucyki? Tak, @#$%^ za chwilkę, córko. Pakuję zuzine drugie śniadanie. Robię jej na głowie te cholerne kucyki. Ania też chce kucyki. Aniu, ale ty masz za krótkie włosy... Ale ja chcęęęęęę!!!! Zrób mi kucyyyykiiiii!!!! Chcęęęęęę!!!! Do wtóru Ani wyje Mateusz. Usiłuję nie słuchać, pędzę do szafy, wrzucam na siebie cokolwiek. Nie uczesałam się, nie miałam czasu umyć się ani zjeść, trudno, na głowę czapka, w sumie dla kogo mam się stroić, ch*j z tym. Łapię suchą bułkę, popijam wodą z dzbanka.
Dziewczynki, ubierajcie się. Zakładajcie buty. Aniu, gdzie masz buty? Tam. To wstań i weź. Nie! Ty mi daj! Weź mówię! Zuzia podaje Ani buty. Dziękuję Zuzi. Ania krzyczy - ale ja chciałam samaaaa! Rzuca butami w kąt. Mateo wrzeszczy na wysokich obrotach. Muszę go przewinąć i ubrać do wyjścia. Ania z fochem w pełnym rozkwicie płacze i tupie. Mam ochotę jej, za przeproszeniem, wyrąbać z liścia, prosto w wykrzywioną złością buzię. Powstrzymuję się ostatkiem sił. Stanowczo mówię: Aniu, zakładaj buty. Ania poddaje się i powoli jak żółw ociężale zaczyna się ubierać.
Mateo zapakowany w kombinezon zaczyna wrzeszczeć dwa razy głośniej. Ania przy każdej czynności nadal stawia opór. W końcu wychodzimy. Ania otwiera mi drzwi. Przy drugich drzwiach czatuje Zuzia, Ania ubiega ją i otwiera i te. Zuzia dostaje szału, bo przecież ona chciała. Popędzam towarzystwo, skręcam w stronę podjazdu dla wózków. Zuzia idzie ze mną. Ania chce iść schodami z Zuzią. Zuzia jest zła i nie chce. Schodzę z wózkiem, za mną drepce Zuza, narzekając pod nosem. Ania stoi na szczycie schodów i wyje w pełnej histerii. Pośpieszcie się, kurważ mać, musimy iść! Mateo  krzyczy w wózku. Fuck my life.
Zostawiam wózek, ściągam rozwrzeszczaną Anię ze schodów. Idziemy. Ania płacze, wyrywa się, chce uciekać. Zuzia krąży wokół wózka, nie mogąc się zdecydować po której stronie chce iść. Mateusz krzyczy.
Tak docieramy do przedszkola. Mat po drodze zasypia. Ufff.
Zostawiamy Anię w przedszkolu. Jeszcze nie koniec atrakcji, czeka nas półtora kilometra do szkoły. Zuzia jest dzieckiem już niemal uczłowieczonym i nie sprawia większych problemów. Tylko chodzi strasznie powoli. Ogląda każdy kamyk, każdą interesującą wypukłość chodnika, rozpoznaje marki samochodów na ulicy. O mamo, opel! A to tołdi! Co??? Tołdi! Aaaa, audi. Pospiesz się, w szkole pani na ciebie czeka. Idę, za mną Zuza, co parę kroków się zatrzymuje. Muszę stawać i na nią czekać, kiedy wózek się zatrzymuje, Mateusz wyraża protest. Głośno. Jezu, dziecko, miej litość do cholery, chodźże. Pierś nadal boli, coś z tym muszę zrobić.
Docieramy do szkoły, dźwigam Mateo w gondoli, pomagam Zuzi się rozebrać, weszła do sali, o dobry Boże co za ulga.
Pięć godzin względnej ciszy i spokoju, nie licząc młodego, rzecz jasna. Ale młody solo to zupełnie co innego niż młody w obstawie siostrzyczek.
Życie powoli mi wraca.
Jutro rano powtórka.

21 komentarzy:

Kajka pisze...

Zmienię imiona i wkleję u siebie, dobrze? Aaaaa ... i dodam podwórkową łacinę w wykonaniu chłopaków. I syrenę w wykonaniu Kubka. Współczuję, Siostro, ale podobno sameśmy chciały i nikt nas nie ostrzegł. I do dzisiaj mnie nurtuje pytanie DLACZEGO niemowlaki i małe dzieci wyją ubierane w kombinezon ;)))) Trzymaj się. Ja te 5 godzin wykorzystam na pracę, bo mojemu oćcu i mężowi przypomniało się, że "mogę" pracować. Ciekawe kiedy???

Małgorzatka pisze...

o ku..a
ulżyło mi
ja bym już przy "nie chcę z mięskiem, chcę z dżemem!" dostała wkurwienia i rzuciła talerzem :P jesteś mocna!

Tak, Twój blog to skuteczna metoda antykoncepcyjna, nie chcę mieć więcej dzieci :D
Mam taką samą Anię
i młodego. Młody wyje na spacerach nieustannie przy każdym postoju a Hela ma histerio-amoki i utknięcia na drodze przy każdej możliwej okazji.
A dziś jak ją niosłam wkurwiona drącą się na rękach to jakaś baba do mnie z pouczeniem "niech jej pani zakryje plecki,przecież jest zimno".osz fuck
życzliwość ludzka jest niepojęta.

kateplum pisze...

eh... witam. podczytuje od czasu jakiegos i tak sobie pomyslalam, ze moze czas cos napisac. osobiscie jestem w podobnej sytuacji (wiecej o nas http://kateplum.eu/blog), acz moi panowie sa juz "uczlowieczeni" (choc nie wiem czy to nie jest naduzycie mowic tak o nich :P, ciagle trzeba im powtarzac po 100razy co maja zrobic, poczawszy od ubierania a na pomocy w zakupach skonczywszy), a mloda jest malowyjacym gatunkiem, ale jesli idzie o dzialania logistyczne to moge cos-niecos sprobowac doradzic, np.: sniadanie do szkoly polecam szykowac wieczorem i wstawic do lodowki, odpada poranne szalenstwo kanapkowe, a dodatkowo mozna do tej cznnosci wykorzystac samca :) - przetestowane, dziala. temat walk plemiennych pomine, gdyz ten etap u dzieci sie chyba nigdy nie konczy. sil duzo zycze.

GOSIA pisze...

nieśmiało: Ewuś! dychasz jeszcze po tym poranku?? a jak cyc?

delfina pisze...

Oj , oj nei dobre córeczki :/ i zrób coś z cyckiem , napewno juz zrobiłaś... |na cłąe szczeście ja eni meiszkam w bloku , bo by mi dzieci chyba zabrali :DDD U mnei kuchenne słowa lecą o wiele szybciej niz u Ciebie , u mnei jak w wojsku :) Dre się jak ... no usłuchają się :) Co do porannych przygotowań to własnei , zeby uniknać takich akcji to wieczorem ustalamy dzień przed w wolnej chwili nawet kolor gaci;) , chłopaki wiedzą , ze rano nei ma zmian . Śniadanie u nas odpada , bo chłopcy nei chą jesc tyloko kakao wypijają , a zawartość przedszkolnego tez omawiamy wieczorem;) ... Wiem wiem , wieczorem też masz młynek i brak sił , ale może warto nauczyć sie tego , będzie troszke spokojniej i menij nerwowo. U mnei dalejj króluje uczulenei przedszkolne i rano stękanie , ryki i próby wymiotowania ;) , ale mam ten komfort , ze jak ich wyszykuje to kończy sie męka , bo mąż ich wiezie . Trzym się ciepło i nei daj babińcowi swemu:)

Cuilwen pisze...

Żyję, cycek nadal boli, wieczorem może uda mi się wziąć gorącą kąpiel, och, jak dobrze by mi to zrobiło, tylko boję się, że zasnę w wannie ;)

Ano, sama tego chciałam, tylko nikt mi nie powiedział na co się decyduję ;) Trudno, za późno na refleksje, żyć trzeba drogie Siostry ;)

Wiecie, to naprawdę dobra myśl, żeby przygotować się wieczorem, tylko problem w tym, że jeśli zrobię Zuzi kanapkę wieczorem to ona jej nie tknie, bo przecież nieświeża... Sałata musi być chrupiąca i świeżo umyta, wędlinka nie oklapciała, bułeczka nie zimna ;P Dziecku nie zależy, kanapka wróci do domu i zostanie wywalona, a ja nie cierpię wyrzucać jedzenia :/ Ubrania też przygotowywałam wieczorem ale co z tego, kiedy rano pannom zmienia się koncepcja. I walka trwa, tak czy inaczej... Podobno z czasem będzie lepiej, tylko nie wiem czy dożyję :P
Serdeczności wszystkim :) Kateplum, witaj i dzięki, że się odezwałaś :)

Małgorzatka pisze...

nie dawać jeść przez tydzień to się nauczy jeść nieświeże :P :P

Małgorzatka pisze...

jak ja bym chciała być cierpliwa. Podziwiam Ewo. Zawsze gdy wstaję rano a mym oczom ukazuje się bajzel, brud i wyjąca japa starszej, chciałabym cofnąć się w czasie, najlepiej do czasów kiedy mi podcierano dupę.

Mnie matka ostrzegała, nie uwierzyłam ;p
Powinnam wcześniej spojrzeć w lustro, moje odbicie mówi"takich dzieci nie chcesz mieć"

Cuilwen pisze...

Też bym chciała być cierpliwa :/ Właśnie usiłuję nie pozabijać bachorów przy kolacji, jestem tak wściekła, że mam myśli samobójcze, niczego nie chcę tylko kurwa mać trochę spokoju.

Też codziennie, słysząc te pieprzone jęki, wycia, szarpiąc się ze wszystkim, marzę o tym, żeby ktoś cofnął mnie w czasie, tak do momentu kiedy miałam 20 lat. I byłam wolnym człowiekiem, niestety, bezdennie głupim. Teraz już bym się tak nie wrąbała.

spektrum koloru pisze...

'wyzwoleni rodzice, wyzwolone dzieci' czytać Siostry!! (wiem, głupia jestem - kiedy kurwać???)
proszę o tu podlinkuję:

http://www.przeklej.pl/plik/a-faber-e-mazlish-wyzwoleni-rodzice-wyzwolone-dzieci-pdf-0029v54kb96u

to nie rzecz o idealnych matkach z pouczeniem. ale parę nawet gotowych sformuowań pomagających ogarnąć krnąbrne towarzystwo.

ewka, podziwiam ze się powstrzymałaś z tym lisciem.

Cuilwen pisze...

Ja się sama podziwiam. Wspinam się na wyżyny samokontroli.
Dzięki za książkę :*

Małgorzatka pisze...

A propos książek.Ja ostatnio przeczytałam 2 książki pana skandynawa J.Juula o tym jak wychowywać dziecko żeby Cię nie wsadzili do paki za znęcanie się fizyczne i psychiczne;p
Po lekturze totalnie zwątpiłam we własne siły.
Po paru minutach metody Pana Żuula mam ochotę wziąć kałacha i wystrzelić towarzystwo, a na końcu siebie,bo jestem zła matka i człowiek nie dostrzegający swoich potrzeb ani potrzeb dziecka.
Hasła 'NIE z milosci' oraz 'dostrzegaj potrzeby dziecka a dziecko będzie dostrzegało Twoje' są super. Ja nie zaznałam takiego czegoś w dzieciństwie.Czy nasi rodzice bezgranicznie nam ufali, nawet wtedy kiedy robiliśmy źle(bo dziecko wie co robi)? Zapewne NIE.

Wydaje mi się grubą przesadą żeby z rozdartym 2,5latkiem prowadzić dialogi, które mają na celu osiągnięcie kompromisu korzystnego dla obu stron.Do tego zero kar(bo kara to przemoc), zero nagród(bo nagroda to też kara), zero chwalenia(bo chwalenie jest nałogiem)i zero stawiania granic(bo granice to twór systemów totalitarnych).
Smutno mi, że nie potrafię nawet w minimalnym stopniu być tak dobra,ukazywać dziecku własnych potrzeb(jak do chuja???)żeby zaakceptowało moje,bez mrugnięcia okiem zaakceptować wszystkie potrzeby mojego dziecka ponieważ są odzwierciedleniem tego czego je sama nauczyłam. Smutno mi również,że przy każdej próbie wcielenia w życie metod NVC, z bezsilności odrywa mi się kręgosłup od ciała. z jednej strony śmieję się z tego a z drugiej strony nie chcę powielać błędów wychowawczych moich rodziców, wychowali mnie bowiem odwrotnymi metodami niż proponuje J.J., mimo że klapsów i kar nie było.
Kochane, powiedzcie mi co byście zrobiły w sytuacji gdy starsza latorośl próbuje zadrapać do krwi młodszą. Spokojne tłumaczenie owocuje tym, że starsza próbuje z rozpędu skoczyć na młodszego. W tej sytuacji powinnam ją zatrzymać i wytłumaczyć, że nie podoba mi się takie zachowanie, nie chcę żeby tak robiła i tyle, przytulić, ucałować-ZAAKCEPTOWAĆ. W rzeczywistości rozpętuje się burza już przy powstrzymaniu przeze mnie jej zamiarów. Dziecko wrzeszczy,wyrywa się, bije mnie,szarpie,nie daje dojść do słowa. Według wyżej wymienionej metody nie można dziecka zamknąć w osobnym pokoju żeby się uspokoiło-bo to znęcanie, o wydarciu się nań,wymierzeniu klapsa już nie wspomnę. Oczywiście zachowanie dziecka tłumaczę trudnym okresem buntu, co nie zmienia faktu, że mam schizofrenię,bo nie wiem jak reagować, sygnały z otoczenia mówią mi, że ciągle reaguję źle. To za miękko, to za twardo. Bardziej w kierunku 'za twardo'.
Drogie mamy..........mam 24 lata i dwójkę rozwrzeszczanych dzieci.. Jak ja do kurwy nędzy się w to wpakowałam?;)
tak, wstałam dziś o 4:00 :P

rzuf-poczytam,dzięki:)

Cuilwen pisze...

Ło matko i po grzyba czytać coś takiego? Ja już mam dość poradników, flaki mi się wywracają od cennych rad jak zrobić szmatę do podłogi z samej siebie.
U mnie nie było agresji na linii starsze-młodsze, ale gdyby starsza chciała uszkodzić młodsze w jakikolwiek sposób to najpierw spróbowałabym pokojowo, a jeśli reakcja byłaby taka jak opisujesz to wzięłabym za fraki, wystawiła do drugiego pokoju na time-out. Jakby się sytuacja powtórzyła to starsze, bardzo mi przykro, dostałoby pewnie w doopę i/lub taki opierdol, że skarpetki by jej spadły. Bezpieczeństwo niemowlaka jest priorytetem i, pardon my french, mam wyjebane na wszystko inne.
Zawsze w takiej sytuacji przytaczam przykład - kiedy byłam w drugiej ciąży, zagrożonej zresztą, Zuzia miała ponad 2 lata, ważyła 20 kilo i była pioruńsko silna. Miała hobby - kopanie mnie w brzuch przy przewijaniu. Raz kopnęła mnie tak, że przeleżałam w skurczach jakiś czas. Nie działało odsuwanie się, łapanie za nogi, tłumaczenie. Złośliwy bachor zawsze się tak przekręcił, żeby mnie kopnąć centralnie w ciężarny brzuch. I ten jej perlisty śmieszek, jakby zrobiła najlepszy dowcip świata.
W końcu wkurwiłam się na maksa i przywaliłam w gołe dupsko. I patrzcież państwo, cud - problem NIGDY się nie powtórzył. I dobrze - efekt został osiągnięty. Może zrozumiałaby po dłuuugich tłumaczeniach, nie wykluczam takiej możliwości. Ale są sytuacje, kiedy nie można czekać.
A najbardziej wkurza mnie pierdolenie, że dzieci są tym samym co dorośli. Nie są.

Cuilwen pisze...

"Dostrzegaj potrzeby dziecka a ono dostrzeże twoje" LOL
No może i dostrzeże, za kilka lat jak się uczłowieczy, a ja potrzeby mam TERAZ i TU.

Cuilwen pisze...

Uch, ale jestem jadowita... Ewidentnie zły dzień miałam, a ten chyba nie będzie lepszy :/

delfina pisze...

:DDDDDD O tym dostrzeganiu potrzeb to fajne :DDDDDD
JAk będe dostrzegać ich wszystkei potrzeby to chyba będe chodzić niedomyta , bez jedzenia ... eee wogle:D Ael z nas klub wyrodnych:D

Małgorzatka pisze...

uffff
a myślałam, że to ze mną jest coś nie tak.
Perlisty śmieszek, promienisty uśmiech i oczka laleczki czaki..skąd ja to znam.
Hela ma niestety pasję kopania nas, bicia i szczypania odkąd pojawił się młody. Akcja zaczyna się gdy małżonek wraca z pracy. Małemu nie zrobi krzywdy dopóki nie ma w pobliżu taty. Pojawia się tata jest atak na braciszka i inne dokuczania, skakanie, plucie, wylewanie,bicie. Małż ani nie może zjeść obiadu, ani porozmawiać ze mną-wszystko kręci się wokół uspokajania Heli, a ona lata jak popieprzona po całym mieszkaniu i demoluje, wali rękami po szybach, drzwiach, no żal opisywać. Próbowaliśmy już wszystkiego, dosłownie wszystkiego a zawsze kończyło się tak samo. Ostatnio puszczamy bajkę, małż je obiad i wyprowadzamy ją do babci. siedzi tam 17-21 i mamy spokój. Tylko nie wiem jak długo teściowa wytrzyma. Normalnie można zwariować z tym dzieckiem, chciałabym żeby jej to wreszcie przeszło:((((

ja też dziś w podłym nastroju, u nas wieje halny;)
Pozdrawiam i dziękuję :*

Cuilwen pisze...

Trzymaj się :* To jej przejdzie, pewnie jest zazdrosna, tylko nie wiadomo kiedy przejdzie a cholernie ciężko to wytrzymać :/ Oj masakrę macie, współczuję szczerze :(

Kajka pisze...

Że też ci się chce takie długie notki pisać i jeszcze w komentarzach odpowiadać ;)) Jak cyc??? Ja dzisiaj nie strzymałam i odpowiedziałam agresją na agresję, jak mnie Średniak wyzwał od durnych, głupich i kopnął. Sama sobie winna jestem, bo pozwoliłam mu grać ze Starszym w grę na kompie - "niewinną" grę lego. A ta cholera jak się ją od kompa odciąga jest w amoku straszliwym. Na dodatek bluzga i jest zawzięty na maksa.
I kurde i tak nie podziałało, walka trwa. Nierówna. I strasznie głośnaaaaaaa.
Tekst miesiąca: "A najbardziej wkurza mnie pierdolenie, że dzieci są tym samym co dorośli. Nie są." Boskie. Prawdziwe.
A od dostrzegania potrzeb moich dzieci i męża już mnie tak mdli, że chyba bardziej nie może.

Cuilwen pisze...

Kaja, trzym się... Wszystkie się trzymajmy :P

GOSIA pisze...

Amen!