Walczę z niedokładnie rozmrożonym mięsem, odmrażam sobie ręce, Matju czepia się mojej nogi i wyje histerycznie. Myję ręce i pakuję go w nosidło na plecy. Wyrywa się i wyje. Staram się nie zwracać na to uwagi.
Obieram warzywa, opędzając się od dziewczynek, które co chwila przybiegają do kuchni, plączą się pod nogami i jęczą, że są głodne. Matju wyje na moich plecach.
Po godzinie szarpaniny obiad podano. Jeszcze tylko krótka walka o to kto wyciągnie sztućce z szuflady. Matju wyje.
Sadzam towarzystwo na miejscach, podstawiam pod nos talerze, modląc się w duchu o życzliwe nastawienie potomstwa do serwowanej paszy.
Zuzia wącha kotleta i stwierdza, że niedobry. Ania, która zajadała ze smakiem swojego, natychmiast go odkłada i mówi, że nie chce, bo niedobry. Ocieram spocone czoło i tłumię w sobie ochotę by trzasnąć każdą z osobna w łeb patelnią. Pytam, co jest nie tak. Zuza precyzuje, że kotlet jest miękki. Nie wiem jak udało jej się zbadać konsystencję kotleta za pomocą węchu, ale widać mam w domu eksperta. Wzdycham i tłumaczę, że to jest kotlet MIELONY i takie kotlety są miękkie. Daję jej chwilę na przyswojenie tej wstrząsającej informacji. Ania patrzy wyczekująco.
Zuza decyduje się ugryźć nieszczęsnego mielonego. Pyta z rezerwą co to jest to białe w środku. Tłumaczę, że wiórki żółtego sera i w momencie olśnienia dodaję, że takiego sera jak w quesadilli, którą robi tata. Bingo! Użyłam słowa kluczowego - "quesadilla". Aaaa, jak w quesadilli! Mamo, trzeba było od razu powiedzieć! Nagle kotlet okazuje się mniej niedobry, niż jej się z początku zdawało. Ania, zachęcona aprobatą siostry, wgryza się w swojego. Mateo, niewzruszony, żuje to co ma na talerzu i woła o więcej.
Mamo, czy możemy jeszcze kotleta? Gryzę się w język, żeby nie zapytać "jak to, przecież taki niedobry?". Dokładam po jednym. Potem jeszcze po jednym.
Sukces. Zjedli. Gratuluję sobie w duchu zachowania spokoju po pierwszych oznakach oporu. Cierpliwość popłaca.
Ale ile nerwów to kosztuje, wie tylko matka.
15 komentarzy:
no więc powiem tak. nie chcą żryć, niech nie jedzą. u nas króluje nowa niepisana zasada, albowiem mam w zadzie gotowanie trzech obiadów. więc jemy to co jest, mogę się przychylić do prośby o kluski bez sosu tylko z serem, ale na tym się kończy moja dobra wola. poza tym jak nie jemy to jesteśmy głodni. trucizny nie serwuję, tłustości ani obrzydliwości też nie. i kuźwa nie ma, że wczoraj zeżarłbym tego miskę, a dziś to mi nie smakuje. kuniec i . doszłam albowiem do budującego wniosku, że ludzie w ogóle to nie mają tak dobrze i że są dzieci, które za cholerną suchą bułkę dałyby się pokroić. i tak nam po prostu dobrobyt do głowy uderza. jak byłam mała to żarłąm wszystko. za moim chłopem ciągle ktoś biegał z miską i babcia mu osobne obiady gotowała, nie powiem, żeby to było normalne, o! przepraszam, ulałam sobie swoich frustracji nieco ;P
Kasia, podpisuję się obiema ręcami, też uważam, że to wnerwiające jak dzieciory mają focha przy jedzeniu, a tyle ludzi, niekoniecznie w Etiopii, w Polsce też, chodzi głodnych. I robię tak samo - jak nie chcą to nie źrom, drugiego obiadu nie będzie.
Tylko ma to swoje minusy - jak nie zjedzą obiadu, to natychmiast zaczynają łazić za mną i wyć, bo są głodne. I weź im powtarzaj co 10 minut że "trzeba było zjeść obiad". Po pierwszych pięciu razach para ci bucha uszami i masz ochotę im zdrowo przypieprzyć. Ja czasem nie mam nerwów na to :/
Najlepsza przyjaciółka Zuzi, córka naszych kochanych sąsiadów powiedziała ostatnio "ja nie chodzę na obiady w szkole, bo oni na stołówce nie wiedzą przecież na co ja mam ochotę na obiad..." ;)
:DDDDDDDD Przyjaciółka Zuzi rozwaliła mnie:D Co do obiadów to starszak jak nie ma ochoty to nie je , ale on waga cieżka , wiec nei płaczę . Z młodym jest gorzej ... dobrze , ze nei am upałów już i np dzisiejszy obiad zjadł na raty ... bez odgrzewania i ajkiś tam ceregieli. Lodów otworzył w poszukiwaniu czegoś tam i mówie o nieeeee , halo to twój obiad , a jak nei bedziesz jadł tego to piostaram sie by w przedszkolu dawali Ci podwojone porcje ... podziałało natychmiast . Hihihi , wiem to nie etyczne , ale ważne , ze zjadł ;)
Ach bachory i jedzenie... temat rzeka :P
podziwiam... Ja w takiej sytuacji korzystam z osób trzecich. Ich stopień pokrewieństa jest odwrotnie proporcjonalny do wysokoś ci kwoty pieniędzy jakie posiadamy :P
czytaj jak mnie stac to kebab/pizza, jak nie to ojciec dzieci kombinuje obiad. Jak mam nieco kasy to prosze mojego tate o zakupy i wykon :P
wiem, niektórzy mają raj... Dlatego podziwiam... W Twojej sytuacji jedliby kanapki. Az sie wkurzylam i w wakacje ich nauczylam smarowac chleb maslem :P bo zo tez czasem z rąk nie schodzi...
Dzięki ;) Sama się podziwiłam ;) Ale wyznam, że po kilkunastu takich i podobnych akcjach w ciągu dnia, ciężki wkurw narastał ;)
wiesz co, ale ja odsyłam do talerza. zakrywam folią i wstawiam czasem do lodówki, bo mi po prostu szkoda. potem do mikrofali na moment i biegać jeść, wisieć na mnie nie ma, bo już jedno wisi wystarczająco ;)
normalnie czuję się jak sierżant ;D
mielone, kurde a nie łatwiej było TOFU? :P:P:P
Tak a propos to Hela mi odmówiła dziś zjedzenia obiadu, no trudno, skuszę się i zrobię jej TOFU ahahahahahahahahha za karę
a mogła jeśc pierogi ruskie
TOFU? To FUUUU!!! Bleee :P
Biedna Hela ;P
moze i ja sprobuje zostawiac... kiedys tak robilam...
Co to jest za faza-Ada też teraz maniacko wisi mi na nodze. Ale wychodzę z założenia że skoro i tak wyje trzymając mnie za nogę to może i wyć w krzesełku do karmienia, przypięta pasami- wygodniej się gotuje :)
Obiad zostawiaj i w wypadku reklamacji 10 minutpo niezjedzonym posiłku milczącym gestem kieruj do talerza :)
LOL tak, to chyba najlepsze wyjście :P
Prześlij komentarz