Wczoraj Zuza wróciła ze szkoły i od progu wołała "mamo czy masz jakiś obiad bo ja nie zjadłam obiadu bo K. zabrał mi kartę!". Zdurniałam. Jak to, zabrał? Kto, jak, czemu, kiedy? Zadałam kilka pytań pomocniczych. I okazało się co następuje:
K., który, swoją drogą, ma duże zadatki na młodocianego bandytę (Zu przychodziła już nieraz ze szkoły posiniaczona przez niego), podczas przerwy wygrzebał Zuzi z tornistra kartę obiadową i schował. Bóg raczy wiedzieć co mu przyświecało, pewnie głupota i małpia złośliwość oraz chęć zemsty za to, że Zu usiłuje się bronić i skarży na niego wychowawczyni. Zajście widziała dokładnie "przyjaciółka" Zuzi. Następna mistrzyni intelektu - zamiast od razu pociągnąć za rękaw wychowawczynię, albo chociaż powiedzieć Zuzi co się stało, nie odezwała się ani słowem. Dopiero kiedy kilka godzin później, Zu z szaleństwem w oczach szukała w tornistrze karty obiadowej, "przyjaciółka" powiedziała, że K. ją zabrał...
Zuzia zgłosiła to pani ze świetlicy, ale pani ze świetlicy ma setkę dzieci pod opieką i w głębokim poważaniu takie szczegóły jak skradzione karty obiadowe.
Wyszłam z siebie i trafił mnie szlag, cholera i ciężka kurwica. Dzięki Bogu, że nie znam tych ludzi i nie mam do nich numeru telefonu/adresu, bo mogłabym skończyć na komisariacie za naruszenie nietykalności cielesnej. Całe popołudnie i wieczór rodzina skrzętnie mnie omijała, bo chodziłam jak uzbrojony ładunek nuklearny, rzucałam kurwami i pieniłam się jak wściekła.
Na szczęście do dzisiejszego południa udało mi się uspokoić i na rozmowę z wychowawczynią poszłam w dość cywilizowanym nastroju. Łagodności dodał mi również fakt, że zanim:
- ubrałam 3 dzieci (Mat, Zu i "przyjaciółka"),
- dotarłam na osiedle po dziecko numer 4 i
- na kolejne osiedle po dziecko numer 5,
- doszłam z całą hałaśliwą i rozbieganą gromadą do szkoły (będzie tak z kilometr) przez dwa niebezpieczne przejścia
- rozebrałam Mateusza i zapakowałam do nosidła
- dowlokłam się do szatni klasowej (gdzie oczywiście nie ma nawet kawałka miejsca żeby rodzic mógł usiąść)
byłam tak wyczerpana wysiłkiem i gorączką, że ledwie trzymałam się na nogach i opuściła mnie wena na ciężkie mordobicie.
Zreferowałam sprawę flegmatycznej nauczycielce. Oczywiście usłyszałam: "A skąd wiadomo? A kto widział? A może zmyśla?" ale jako, że nie wykazałam chęci ustąpienia, pani zgodziła się porozmawiać po lekcjach z mamą delikwenta.
W tym momencie podbiegła do mnie Zu, machając kartą i wołając "mam kartę! K. mi oddał!".
Pani nauczycielka nadal nie wydawała się przekonana. Może uważa, że mamy tu do czynienia z inkarnacją Harrego Pottera, który inkryminowaną kartę zmaterializował sobie w kieszeni. Z powietrza.
Ale tak to jest z nauczycielami w naszym pięknym kraju - płacą im za mało, żeby cokolwiek ich obeszło.
Zabawne jest to, że Zuzia pewnie i dziś nie zje obiadu, bo cała kołomyja z kartą odbywała się w czasie, kiedy dzieci świetlicowe prowadzone są do jadalni. Na moją sugestię, żeby poszły z koleżanką zjeść obiad na przerwie, powiedziały, że na przerwie NIE WOLNO. O_O
Zapytałam wychowawczyni jak to jest. Odpowiedziała, że NIE WIE. To kurważ mać KTO ma wiedzieć??
Homeschooling. Mówię Wam, ludzie. Tylko homeschooling. Żebym ja miała zdrowie psychiczne to moje dziecko nie siedziałoby w tym burdelu :/
Chętnie posłałabym tego pana, żeby zrobił porządek w Ministerstwie Edukacji...
PS. Ciekawa jestem jakie efekty przyniesie "śledztwo".
I, po głębszym namyśle, mam przeczucie, że mogę się zdziwić.
Edit.
No i się zdziwiłam. Winny się znalazł i tym razem nie był to ten, którego podejrzewano. Odszczekuję.
Jak ochłonę to może napiszę więcej, a teraz w głowie mam tylko jedno - perfidia i złośliwość bachorów są po prostu PRZERAŻAJĄCE. A oni mają dopiero po niecałe 7 lat :/
11 komentarzy:
nosz kurwa:/
Dokładnie tak. Kurwa. I chujnia z grzybnią.
Ale już mi złość trochę przeszła, na szczęście.
współczuję nerwów... marze o sile psychicznej i cierpliwosci na homeschooling (i o tym zeby mnie stac było... a tym czasem licze na to ze tocha pójdzie do klasy w której będę znała wychowawczynię... gorzej z franem :/ )
Miałam chęć na homeschooling, ale widzisz, wrakiem jestem, musiałabym najpierw długie lata reperować siebie, żeby mieć wystarczająco dużo siły i samodyscypliny :/
Dziś nie mogę się pozbierać, kartę Zuzi wyciągnęła jej z tornistra "przyjaciółka", córka sąsiadów :/ Dziecko, które u nas w domu prawie mieszka w ciągu tygodnia, kiedy jej rodzice są w pracy :/
A najlepsze jest to, że ta dziewczynka wrobiła kolegę, bo chciała żeby dostał opieprz i lanie... Nawet tę kartę mu jakoś wsadziła do plecaka O_O Ona dopiero za parę dni kończy 6 lat, takie zimne wyrachowanie u takiego dziecka mnie po prostu zmroziło...
I kolejny powód mojej niechęci do miast , wielkich miast . W szkołach , przedszkolach jeden spęd , przechowalnia . Do naszej wioskowej szkoły pchaja się dzieci miastowe , bo ma bardzo dobre opinie. Jak nie ma mieć jak w tej szkole panie sprzątające znają uczniów po imieniu , pan woźny pmaga włączyc się do ruchy tuż przed ósmą jak wszyscy chcą odjechać z parkingu..., nauczyciel ma czas pogadać z rodzicem ... kocham wioche:DDD
o ja pierdole!
znam taką jedną za-pare-dni szesciolatkę. owszem jest to wredota jakich mało ale nie jestem pewna że cos takiego mogłąby zrobic, raczej wątpię.
znaczy wiesz, ja nie oceniam. myślę ze w duzej kwestii to taki wiek jest tez. ze takie pomysły i pobudki. ale kurna żeby aż tak?
a jej rodzice co na to?
plus, wiesz, to dobra pozycja wyjściowa do poważnej nauczki. podejrzewam ze ją mocno zapamięta (znaczy nie wiem co rodzice, ale myśle że ona się już źle z tym czuje)
:( no pacz, ale jaja. współczuję nerwów i bierę Cię w opiekę duchową :*
Rzufiu, rodzice są załamani i wkurzeni :(
Delfina, ja nienawidzę wielkich miast, organicznie i z całej duszy. Nie to, że "nie lubię". Nienawidzę.
Kasia, dzięki :*
wiesz co, od razu myślałam, że to koleżanka ale nie chciałam pisać :P Generalnie dzieci lubią skarżyć na inne dzieci więc od razu by poskarżyła na kolegę a nie po czasie. Mi się wydaje, że uwagi jej brakuje skoro takie rzeczy robi. Może ma kompleks przy Zuzi?? Od tego się zaczyna,niestety.Wrobić kogoś w kradzież w wieku 6 lat??? W pale się nie mieści.
Nie jestem podejrzliwa, i do głowy by mi nie przyszło, że dziecko, któremu odgrzewam obiad, czeszę włosy i wycieram dupę zrobi nam taki numer :/
Też mi się wydaje, że ma deficyt uwagi, ale to już idzie naprawdę daleko... Ona potrafiła być złośliwa na maksa, jak bawiła się w swoim pokoju z młodszą o prawie dwa lata dziewczynką, to np deptała jej po palcach, ale najpierw dokładnie się rozglądała czy nikt nie widzi, mama tej malutkiej siedziała wtedy w drugim pokoju i widziała zajście, bo wnętrze dziecięcego pokoju odbijało się w oszklonej szafce naprzeciwko drzwi.
Moją Ankę kopała tak dla sportu, bez powodu zupełnie. Zuzę szantażowała, kiedy Zu nie chciała się jej podporządkować to straszyła "a ja cię nie będę lubić" albo "a ja cię nie zaproszę na moje urodziny" i Zuza dawała się przydeptać :/
Nie wiem skąd dobrym, ciężko pracującym ludziom, życzliwym, uczciwym wręcz krystalicznie, biorą się takie dzieci O_O
Prześlij komentarz