wtorek, 5 listopada 2013

O dziurach i rozpaczy

Stało się, śliczne białe wiewiórcze zęby Zu dopadła próchnica... Dziś nastąpił pierwszy poważny kontakt ze stomatologią zachowawczą, czyli, innymi słowy, plomba.
Umówiłam obie dziewczynki na wizytę już wczoraj, ale przezornie nic nie wspominałam, wiedząc, że Zuzę dopadnie blady strach. Pół godziny przed terminem oznajmiłam - ubierajcie się, idziemy do dentysty. Ania zaczęła skakać z radości (na ten widok lekko mnie zatkało, coś z tym dzieckiem jest nie tak...), a Zuza stanęła przed lustrem i zaczęła wizualizować:
"Biorę mój strach, zwijam w małą kuleczkę i wyrzucam! Biorę mój strach, zwijam w małą kuleczkę i wyrzucam!". Wyrzuciła w ten sposób chyba z sześć mentalnych kuleczek. Dziwne, ale wygląda na to, że pomogło, bo obyło się bez histerii.
Ania, jako stomatologiczna weteranka, postanowiła usiąść na fotelu pierwsza "żeby Zuzia sie nie bała i ja jej pokażę że to nie jest straszne i jak być dzielną!"


Buzia jej się śmiała przez cały czas. A Ania jako całość, promieniała optymizmem i entuzjazmem. Czasem się zastanawiam, czy to aby na pewno moje dziecko ;)

Zuza patrzyła uważnie na przedsięwzięcie, które składało się z przeglądu i fluoryzacji, bo akurat nie znalazł się żaden ubytek do zaleczenia (za co mój portfel składa losowi serdeczne dzięki...).

Ania zeszła z fotela, wyglądając jak żywa reklama usług stomatologicznych ;) Zuza, z pewnym wahaniem, zajęła jej miejsce.


Ania z przejęciem kibicowała siostrze, pokrzykując "bądź dzielna! nie bój się! wszystko będzie dobrze!", czym wzbudziła wielką uciechę pani doktor ;)

U Zu trzeba było zaplombować dwa zęby. Jakoś to zniosła, aczkolwiek trochę się wierciła i zdecydowanie nie była zachwycona sytuacją.

Pod koniec wizyty, w naszym gabinecie, dzieci dostają "nagrodę" czyli jakieś małe chińskie badziewie. Tym razem dziewczynki wybrały naklejki-ważki.

Z bólem serca zapłaciłam kupę forsy za powyższe przyjemności i udałyśmy się w kierunku domu.
Wychodziłyśmy z windy, dwa kroki przed naszymi drzwiami, kiedy...
"uaaaaaa, mamammmmaaaaaaaa!!!!! upuściłam moją ważkęęęęęę!!!!! uaaaaaaaaa!" Zuza popadła w rozpacz godną greckiej tragedii. Ta cholerna mała piankowa ważka wpadła w dziurę przy windzie i szlag ją trafił...
W tym momencie zachwyciła mnie postawa Ani - kiedy zobaczyła, że siostra płacze, sama się prawie popłakała i chciała jej oddać swoją ważkę...

Udało mi się rozbroić sytuację obietnicą, że załatwię Zuzi jakąś inną nagrodę. Zu się uspokoiła i przestała wyć, Ania zachowała swoją ważkę a ja zachowałam resztki zdrowia psychicznego.
Ogólnie poszło nieźle :)

6 komentarzy:

Unknown pisze...

Jakie dzielne dziewczyny !!! I dobra stomatolog potrafiąca przyjmować dzieci. Po trzecie one nie mają traumy szkolnego dentysty, w którego gabinecie była bormaszyna, nie było znieczuleń. Ja po dziś dzień panicznie boję się dentysty ;)

Cuilwen pisze...

no, to fakt w dzisiejszych czasach jest lepiej :)

Kajka pisze...

Łał, zazdraszczam. Nie tylko w miarę bezproblemowych zębów (Kubek miał zatruty ząb z dwie poprawkami i teraz jeden z lekiem "na całe zło" do stycznia), ale i postawy. Ja miałam syrenę strażacką na całą przychodnię, bolący żołądek w drodze do dentysty.
A portfel pewnie tak samo wydrenowany ;)
A z Ani bardzo fajna dziewuszka wyrosła.
A co do traumy to my mamy fantastyczną panią doktor (i najdroższą w mieście ;). Tylko syna mam histeryka.

Unknown pisze...

mezczyzni to histerycy od noworodka po grób ;)

Cuilwen pisze...

hahahaha, Patrycja, podsumowałaś idealnie :*

Kajka pisze...

Taaaa, nie mogę się nie zgodzić. Jak Młode (wszystko jedno które) są chore, to mój mąż z bezsilności ma do mnie pretensje, że jak ja mogę nie wiedzieć co im jest i że już, natychmiast trzeba do lekarza.