piątek, 17 stycznia 2014

Poranku, WTF?

Ile czasu ośmiolatka może się ubierać do wyjścia? Otóż nie ma górnej granicy. Może spędzić 7 minut z getrem do połowy wciągniętym na nogę, zapatrzona tępym wzrokiem w przestrzeń albo telewizor z bajkami (bajek nie mogę wyłączyć, bo Matju będzie chodził i non stop płakał/krzyczał/ciągał za nogi i nie da nic zrobić. Chociaż w sumie dzieje się to tak czy inaczej, ale jednak przy bajkach jakby trochę mniej.).

We mnie narasta wściekła furia. Bo po ośmioletnim dziecku człowiek spodziewałby się jakiejś chęci współpracy. A tu bierny opór na każdym kroku. Jak chcę, żeby się ubrała i wyszła na czas to muszę nad nią stać i co kilkanaście sekund powtarzać żeby sie ubierała. Jesli tego nie robię, zamiera w bezruchu. WTF???

Ania wstaje z łóżka, skrzywiona i niezadowolona wychodzi z pokoju, podchodzi do mnie i od razu zaczyna ni w pięć ni w dziewięć płaczliwym głosem: "bo jak Zuzia miała urodziny to ja jej ustąpiłam mieeeejscaaaaa..." i zaczyna płakać. WTF???
Nie mam pojęcia o co jej chodzi, w powietrzu czuć narastającą histerię. Ania wyje, ja opieram głowę o ścianę i błagam wyższe moce o cierpliwość, bo ręka sama mi się wyciąga, palce konwulsyjnie się zaciskają a w gardle rodzi się przeraźliwe KURWAAA MAAAAĆ!!!

Muszę pilnować Zu, która nieruchomieje co chwila jak słup soli, a za dokładnie 4 minuty MUSI wyjść. Koleżanka już czeka pod drzwiami. Mam szczęście, bo znajoma mama podwozi je do szkoły samochodem, ale MUSZĄ czekać w umówionym miejscu o umówionej porze i NIE MOGĄ SIE SPÓŹNIĆ. Co, oczywiście, Zu niespecjalnie obchodzi, bo niby czemu miałoby. WTF???

Muszę zajmować się Mateuszem, który co chwila wybucha nieutulonym płaczem. Bo coś spadło na podłogę, bo on chce chrupki a już nie ma chrupków, bo w tv jest nie taka bajka jak on by sobie życzył. Bo nie dałam serka. Bo nie chce skarpetek. Bo w ogóle NIE. NIEEEE!!!!!
Szczypie siostry, to jedną to drugą. One natychmiast krzyczą, placzą i piszczą "mamooo on mnie uszczypnąąąąął!".
Kiedy się przemieszczam (a biegam cały czas między pokojami, przedpokojem i kuchnią), Mateusz biegnie za mną z glośnym krzykiem, łapie za nogi i wrzeszczy że chce do ooopyyyyy, mammaaaaaaaaaaa opppyyyyyyyy!!!!! I płacze. WTF???

Do tego Ania i jej poranny foch. Przekrzykując drącego się zapamiętale Mateusza, usiłuję dowiedzieć się, czego Jaśnie Wielmożna życzy sobie na śniadanie. Może uda się odwrócić jej uwagę. Nie, nie udało się. Foch w pełnym rozkwicie. A muszę ją czymś nakarmić, bo inaczej w drodze do przedszkola będzie krzyczeć, zatrzymywać się, siadać na chodniku i tak dalej. WTF???

Co dzień jest mniej więcej to samo.
Mniej więcej trzy do czterech razy w tygodniu, rano, kiedy dzieci już znajdą się we właściwych lokalizacjach, jestem zapłakanym kłębkiem nerwów.
Kiedy, bedąc w takim stanie, słyszę idealistyczne opowieści o tym jak rodzicielstwo nadaje sens życiu, i jakie dzieci są absolutnie cudowne, mam ochotę wziąć autora tych naćpanych wizji i wytrzeć nim moją lepką podłogę, którą Matju w ataku szału zasmarował deserkiem Monte.
Nie wiem, może sens widać lepiej z daleka. Kocham moje dzieci, ale jestem tak uszarpana, że na filozoficzne pierdoły nie wystarcza mi sił. Myślę tylko o tym jak przeżyć następną godzinę, następny dzień i nie zwariować. Chyba coraz gorzej mi wychodzi.

Po głębszej refleksji dochodzę do wniosku, że wykancza mnie psychicznie najmłodsze dziecko. Jestem mało odporna na wrzask i ciągły opór.

19 komentarzy:

Northern.Sky pisze...

O matko. Twoja ośmiolatka jest moją ośmiolatką. Ja jebie. Mam dokładnie to samo. Oszaleć można. Trzeba stać nad nią bo inaczej nie ma szans by zdążyła do szkoły na czas. Ładnie to ujełaś pisząć 'zastyga'. Tak właśnie to wygląda, ubierze spodnie po czym się zamyśla i koniec;) Czas nic dla niej nie znaczy. Nienawidzę szkolnych poranków. Zazwyczaj kończą się czyimś wrzaskiem, a ja mam tak podniesione ciśnienie, że długo nie potrzebuję kawy. Wyrosną kiedyś z tego?

MF pisze...

Rozumiem kwestię, mnie takie krzyki też wykanczają, potem do sobie dochodze dopiero koło południa, taka jestem wyczerpana "cudownymi" porankami. Ja w bzdury o słodkim macierzyństwie to już przestałam wierzyć przy 1 dziecku. Sranie w banie....ble ble ble.

Cuilwen pisze...

Może ośmiolatki tak mają ogólnie... Wiecie, im nie zależy, żeby zdążyć do szkoły ;) Dzieciom w ogóle nie zależy, mają radośnie wyjebane, to rodzice MUSZĄ dopilnować i to rodzicom zależy...

Northern.Sky pisze...

Dziewczęta! przynajmniej mamy siebie, możemy się tu spotkać i ponarzekać na nasze kochane dzieciątka, które zasadniczo są całkiem fajne i bystre (bo skąd niby tak dobrze wiedzą jaką strunę w nas pociągnąć by nas do szału doprowadzić?;)).

Kajka pisze...

Mam to samo i też mam powoli dosyć. i wiesz, z wiekiem (dzieci) jest coraz gorzej. Dzisiaj najstarszy rozparł się na kanapie (bo zmęczony) i czekał aż go obsłużę. Dobrze, że ścierą nie dostał, śniadanie zrobił sobie sam. Za Średnim latałam z każdym kęsem śniadania, bo muszę dopilnować, żeby coś zjadł. Potrafi do obiadu nie zjeść nic, a wygląda tak, że niedługo opieka społeczna zapuka do drzwi. W międzyczasie Najmłodszemu zmieniła, 4 razy film, dałam dwa razy "cyca" żeby przestał drzeć japę, przewinęłam, dałam ciastko ryżowe i jogurt, obejrzałam go w stroju Indiany i szukałam kapelusza od ludzika lego. ratunkuuuuuu!!!

Kajka pisze...

Pocieszę was, zastyganie zmienia się w tumiwisizm i foch ;)

Mama Misi i Lucusia pisze...

o jakbym czytała o Lu. Poranki, zwleka się z łóżka 10 minut, sika jakby chorował na prostatę, potem myje zęby, jak mam pokremowane ręce coś tam warczy, że mu kapie z brody, wytrę i jest płacz, że go pokremowałam, nie wytrę płacz, że nie wytarłam. Potem ściąga piżamę- kolejne 10 minut, potem wyje, że mu zimno, ubiera się. Bez powtarzania ubierz się, zastyga z majtkami do połowy wciągniętymi. Potem śniadanie, nieodmiennie to samo, 1 parówka z lidla, leki, herbata, każdy łyk tylko jak powiem "napij się". Dzwoni budzik, że czas wychodzić, a on sobie przypomina: o zabawkach, o płycie, którą chce schować itp.

Cuilwen pisze...

Ja pierdziele, to jakas epidemia jest :D

MF pisze...

A jak by to olać? Nie chce iśc - niech nie idzie, spóźni się - niech się samo tłumaczy Pani w szkole itp. Dałoby się tak? ;//?

Mama Misi i Lucusia pisze...

No trochę się nie da olać, jak nie pojedzie z sąsiadem, to ja będę musiała ubrać się, odpalić auto i go zawieść do szkoły.

Cuilwen pisze...

Da się - Zuza byłaby zachwycona że nie idzie do szkoły. Bo jesli przegapi podwiezienie samochodem to albo zostaje w domu albo musiałabym ją na gwałt galopem odprowadzać na piechotę, ciągnąc ze sobą Ankę i matju.
Juz tak było raz. Ona była bardzo zadowolona, bo jej jest wszystko jedno. To ja musiałam pilnować, żeby odrobiła stracone lekcje.

Cuilwen pisze...

A tłumaczeniem sie przed panią w ogóle sie nie przejmuje. Kompletna i absolutna zlewka.

MF pisze...

nO TAK, I NICI z 5 min spokoju dla siebie jak koczkodany w domu buszuja....;/

Cuilwen pisze...

To jest właśnie największy ból - to kompletne, niewzruszone wyjebanie na wszystko. Identyczne u rocznego dzieciaka i u ośmiolatka. To TOBIE zależy, żeby zdążyć do szkoły, do przedszkola, do lekarza, na autobus; żeby zrobić zakupy albo wrócić do domu z placu zabaw i ugotować obiad, bo przecież będą glodni. Im nie zależy.

Unknown pisze...

no to jeszcze prawie siedem lat i będę wiedziała o co chodzi. ;) A propos olewania przez mamę, moja przyjaciółka olewała godzine wyjscia 7 latka, bo a. miała czas b. jedno dziecko tylko. teoretycznie sielanka. Jendak Panie w szkole robiły awantury wręcz za nie stosowanie się do godzin lekcji. Kolejnym argumentem Pan było, ze dziecko musi przestrzegac godzin, bo wyrosnie anarchista. Bądź tu mądry i dogódz wszystkim. Jesli dogodzisz dzuecku, to Paniom nie dogodzisz ;(

Kaja pisze...

Nie! Twoja ośmiolatka jest MOJĄ siedmioipółlatką!!!!!
:D

Paulina pisze...

a mój sześcioipółlatek codziennie rano doprowadza mnie do szału pytając co chwila: Mama, ale czy zdążę na pewno? i mając pretensję, że nie obudziłam go wcześniej ;)

Ka pisze...

Och Matko.....,
:-)))
dziecko, ktore obojetnie przejdzie wobec wlaczonej bajki i sie nie zagapi, zasluguje chyba na nagrode Nobla! :-)))

Moja pieciolatka zglebila tajniki sztuki zwlekania!
Rano zwleka z wyszykowaniem sie do przedszkola, doprowadzajac mojego meza do rozstroju nerwowego.
Wieczorem zwleka ze zdwojona sila, aby tylko nie isc spac...

(ale jak raz malz zaspal do pracy i dzieciak tyz, to takiego spreza oboje dostali, ze i ona - sama z siebie - w 5 minut sie wyszykowala!!!)


I SWINTA masz RACJE.
Dzieciom nie zalezy...
NAM zalezy.
To my sie ciagle spieszymy, patrzac na zegarki...
Pozazdroscmy dzieciom... tej beztroski.
Wiadomo, ze celem spolecznym jest jej sie ODUCZYC.
:-)))

pozdrawiam, podziwiam

Cuilwen pisze...

hahahahah :D
pracujmy więc nad nowym, ulepszonym pokoleniem, któremu BĘDZIE ZALEŻAŁO ;)