wtorek, 22 lutego 2011

Babcia to the rescue

Na odsiecz przybyła Babcia. Zostanie do czwartku. I dzięki Bogu, bo Ania, oprócz kaszlu, ma również gluta do pasa i fatalny humor, a ja, jak zwykle, ledwie trzymam się na nogach, wszystko mi leci z rąk i kompletnie nie mogę się na niczym skupić. Ot, na przykład wczoraj pomyliłam leki i zamiast wieczornej dawki neospasminy łyknęłam coś zgoła innego, na szczęście nieszkodliwego dla Wewnętrznej Młodzieży. Lekarstwa dla dzieci sprawdzam dwa albo i trzy razy...
Ania w chorobie robi się wyjątkowo przytulaśna, więc miałam dziś szansę przypomnieć sobie jak miło jest ponosić dziecko w chuście. Oczywiście napstrykałam fotek komórką, bo nie wiadomo kiedy trafi się kolejna taka okazja :) Starałam się raczej zejść obiektywowi z oka bo w obecnym stanie nie postrzegam siebie jako atrakcyjnego obiektu do fotografowania. Jednakowoż Ania, nawet zakatarzona i rozkapryszona, jest przesłodka :) I mój cudny pouch Hotslings Indian Summer jest wart wzmianki oczywiście :)






A tu niezastąpiona Babcia :) Wczoraj Ania nie odstępowała jej ani na krok, aż do wieczora.

Oczywiście nie obyło się bez nocnych płaczów, kaszlu i wędrówek. Na szczęście Babcia przejęła większą część problemu na siebie, dzięki czemu mogłam załapać stosowną ilość przerywanego snu :) Lepszy oczywiście taki, niż żaden, więc nie śmiem narzekać ;)

2 komentarze:

ziarnko piasku pisze...

wracam po dłuższej przerwie... ależ Ci dzieci urosły! o rany, Ania taka duża i takie włosy długie, o rany :D

życzę Wam wszystkim szybkiego powrotu do zdrowia :*

Cuilwen pisze...

Dziękujemy :)