piątek, 25 lutego 2011

Zaklinanie rzeczywistości

Będzie lepiej, to minie, będzie lepiej, to minie, będzie lepiej... Mantra każdej matki. Pewnie, że minie, ale słabe to pocieszenie kiedy po kolejnej nieprzespanej nocy dzieci wrzeszczą, bezlitośnie domagając się zaspokojenia prawdziwych i wydumanych potrzeb, a matka usiłuje rozkleić zapuchnięte powieki, zwlec się z łóżka i nie zabić się w drodze do łazienki. Jeśli uwieszone u kolan potomstwo w ogóle pozwoli jej do tej łazienki pójść, co nie jest oczywiste. W takich chwilach słowa usłyszane od pewnej Mądrej i Doświadczonej Matki Trojga: "gdybym miała jeszcze raz wybierać życie to chciałabym zostać bezpłodną lesbijką" nabierają zupełnie nowego, nieoczekiwanego i kuszącego wymiaru.

Ania czuje się nieco lepiej, gorączka nieznacznie spadła, kaszle jakby mniej. Cieszy mnie to ogromnie, bo nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam, zaczynają mi zwyczajnie puszczać nerwy i brakuje sił. Codziennie na dzień dobry krwotok z nosa, zawroty głowy, ogólna trzęsionka, ból głowy i ze wszystkich stron nieustające "mamoooo jeść, mamooo lizaczka, mamooo czy mogę parasolkę, mamooo zobacz, mamooo ona mnie bije, mamooo mam gjut, mamooo powiedz jej żeby na mnie nie krzyczała, mamooo plosię ja chcę lalkę Zuzi daj miii, mamooo kupa, mamoo odwiązało się, mamoo bajkę nieee nie tąąąą, mamooo mamoooo mamoooo MAMOOOO!!!!!!" płacz i krzyki wyrywające dziury w półprzytomnym mózgu.
Kiedy osiągam pewien pułap wyczerpania fizycznego i psychicznego, codzienność zamienia się w wyrafinowany koszmar. Minie, minie na pewno. Zawsze mija. A potem wróci. I minie. I wróci i minie jeszcze raz, dwa, dwadzieścia, sto razy. Marzę dziś tylko o tym, żeby zniknąć i móc przestać się szarpać. Dziecko nie zna granic, nie panuje jeszcze nad sobą, całą swoją niespożytą energię, całą furię i wewnętrzną siłę wkłada w osiągnięcie tego czego chce. Czasem konfrontacja wymęczonego rodzica z żądaniem małego dziecka przypomina próby zatrzymania buldożera za pomocą ścianki z klocków.
Mamo ja chcę, chcę CHCĘ, wstań już dzień!, daj mi, zrób, chodź, zobacz, przynieś, popraw JA CHCĘĘĘĘ!!!
A moje JA, zadeptane, zaduszone, nieważne?

Uwielbiam tę piosenkę. Taka dobra, mocna i optymistyczna. Tylko czemu za każdym razem kiedy ją słyszę, mam obezwładniające poczucie straty? Czemu chce mi się płakać? Dla mnie jest za późno?


Brak komentarzy: