niedziela, 20 lutego 2011

Chore bździle

Młode są oficjalnie chore. Zuzia od kilku dni wypluwała oskrzela w nocy. Wczoraj poszła spać dość wcześnie. Przespała pół godziny, i kiedy już byłam pewna, że mam przed sobą spokojny wieczór, który spędzę na krzepiącej rozmowie telefonicznej a następnie na opanowywaniu kolejnych ataków paniki na przemian z nudnościami, tadam! do pokoju wparowała Zuzia z wysoką gorączką i niezbyt dobrym humorem. Potraktowałam ją nurofenem, uśpiłam na kolanach, i po jakimś czasie zdecydowałam, że czas by ją odtransportować do miejsca przeznaczenia. Jedyny problem jest taki, że Zu sypia na górnej części łóżka piętrowego... Dźwignęłam te 30 kilo, zaniosłam bez większych problemów (ja rozumiem, że niektórym czytającym może się zrobić słabo na myśl o ciężarnej noszącej 30kilowe dziecko, ale ja naprawdę jestem przyzwyczajona, łapki mam silne dosyć ;)) i kiedy udało mi się ją ułożyć, zaczęłam schodzić i... spadłam z drabinki (ciemno było i jakoś się pogubiłam) ;) Na szczęście ja jestem wysoka a drabinka nie jest wysoka, no i nie mam dużego brzucha. Nic się nie stało.

Przetrwałam noc, w szczegóły wolę nie wchodzić, bo płakać mi się chce :/

Zuza nie kasłała nadmiernie, wstała w dobrej formie, bez gorączki, za to Ania zaczęła wypluwać sobie oskrzela i czynić grymasy, co jest nieomylnym znakiem nadciągającej choroby. Cóż, podchodzę do tego z filozoficznym spokojem - kiedy zostaję sama, zawsze coś się dzieje. Dam radę, bo kto jak nie ja?
Podstawową trudność stanowi obecnie wykrzesanie z siebie niezbędnej w tej sytuacji cierpliwości - kiedy mam wrażenie, że zaraz się rozpadnę na kawałki, ręce mi się trzęsą i nie bardzo jestem w stanie utrzymać się w pionie, mam napad płaczu graniczącego z histerią, a akurat wtedy moje biedne, chore dzieci domagają się uwagi, przytulenia, nakarmienia, czegokolwiek... Nie jestem dobrym człowiekiem, ale chyba pójdę do nieba, bo to co się tu ostatnio dzieje, nader przypomina piekło.
Ania, jak to dzieci, najsłodsza jest kiedy śpi, co widać na załączonym obrazku :)

3 komentarze:

Małgorzatka pisze...

ło, no to szybkiego powrotu do zdrowia życzę.
A co do dźwigania w ciąży to zupełnie mnie nie zdziwiło :) Póki co mój limit to ok 20kg;)

delfina pisze...

Skąd ja znam te dżwiganie w ciąży:/
Nei wiem czy Ciebie to pocieszy , ale moje łobuzy też chorzy - angina jak ta lala , mnei bierze katar , a jutro pakuje męża na wyjazddo pracy i przez najbliższe dwa miesiące będę czekać na weekendowe powroty jego do domku:/
Też łażę po domu i ryczę po kątach ... Dobrze , że net jest , bo tak chyba bym oszalała .

Cuilwen pisze...

@Delfina, współczuję :/ Dwa miechy to dłuuugo :( Na szczęście będzie wracał na weekendy... Zdrowia życzę, żeby chociaż to Ci z głowy zeszło :/