środa, 23 lutego 2011

Lazarecik

Ania jest, że się tak zneologizuję, coraz chorsza i chorsza. Dzisiejszej nocy nie dane mi było spocząć w objęciach Morfeusza, moje słodkie dziecko wyło, piszczało, kwękało, płakało i narzekało. "Spała" ze mną, bo nie wyobrażam sobie biegania do drugiego pokoju co chwila, poza tym sama myśl o obudzeniu Zuzi powodowała u mnie ciarki na plecach, dwa zawodzące potwory to już stanowczo za dużo jak na jedną udręczoną matkę.
Klusce najbardziej daje się we znaki katar. Nie umie wydmuchać nosa, nie pozwala sobie psiknąć lekarstwem ani wodą morską, na sam widok glutociągu doznaje ataku serca połączonego z drgawkami (nasz glutociąg jest podłączany do odkurzacza, więc użycie go w środku nocy i tak odpada). W związku z powyższym żadne próby ulżenia jej w cierpieniu nie wchodzą w grę. Co kilka minut słyszę żałosne i szarpiące nerwy "mamooo, mam gjuta mam gjutaaaaa!!!!".
Uspokaja się jedynie przytulając się do mamy i szczypiąc mamę w brzuch... Na pewnym etapie człowiek jest w stanie zgodzić się na wszystko, żeby tylko na chwilę zamknąć oczy i odpłynąć, więc dziś rano mój brzuch wygląda dokładnie tak jak ja się czuję - nader żałośnie.
A propos... Do tej pory nie poddałam się popularnemu trendowi dokumentacyjnemu, polegającemu na fotografowaniu rosnącego brzuszka co tydzień, ale tym razem chyba sobie pozwolę, a co mi tam... Na zdjęciu 16 tc oraz Zuzia z lizakiem :)


1 komentarz:

ziarnko piasku pisze...

u nas jest podobna reakcja na glutociąg :/ chociaż to ja wyciągam a nie odkurzacz (i dzięki temu ja też zawsze jestem chora...)

a brzuszek faktycznie malutki jak na 16tc :) obstawiam, że jednen dzień/noc sporo mu się przybędzie aż sama się będziesz dziwić ;)