Hormony zmieniają sny w bardziej wyraziste, kolorowe, jak film 3D. Ma to swoje dobre i złe strony. Doświadczam akurat tych gorszych.
Na szczęście nie miewam takich koszmarów jak w pierwszej ciąży, kiedy to otwierałam oczy w zamkniętej trumnie i słyszałam łomot ziemi rzucanej na wieko. Moje sny są spokojne, tylko przejmująco smutne. Powtarzają się. Już niemal co noc śnię wielkie, ciche, wyludnione miasto. Pochmurny dzień. Widzę ludzi, których znam, na których mi zależy - wsiadają do samochodu na pustej ulicy, wychodzą z budynków, mijają mnie. Kilka osób, wciąż tych samych. Podchodzę do kogoś, zaczynam mówić, a w odpowiedzi słyszę senne, dochodzące jak zza szyby "muszę iść", "czekają na mnie", "spieszę się". Mój rozmówca odwraca się i oddala powoli, rozglądam się, widzę kogoś innego, podchodzę, krążę, szukam...
Nie ma w tym złości, nerwowości czy strachu, tylko paraliżujący smutek. Apatia. Brak nadziei. Budzę się zapłakana, z duszącym poczuciem straty i nie mogę już zasnąć.
Wtedy w umęczonej głowie otwierają się szeroko drzwi, opatrzone zachęcającym napisem: "Paniko, serdecznie zapraszamy".
Chyba jeszcze gorsze są sny przyjemne. Te, w których wszystko wygląda tak jak powinno. Takie, w których najgłębiej zakopane, niedookreślone marzenia stają się bardziej rzeczywiste niż rzeczywistość. Bardziej odprężające niż jakiekolwiek znane ludzkości używki. Przebudzenie z tego stanu jest jak zderzenie bolidem F1 z betonową ścianą. Mózg ścina się bólem, twarz w poduszkę, stłumić krzyk. Bo nigdy. NIGDY.
PS. Zdjęcie to oczywiście kadr z genialnej "Katedry" T. Bagińskiego.
4 komentarze:
Oj mnie też męczą sny 3D
Ale najczęściej jakieś seksy i morderstwa ;)
Albo jakaś zupełna abstrakcja,której nie potrafię nawet opisać ale wciąż czuję po przebudzeniu.
Seks to najlepsza opcja, niestety mnie zdarza się najrzadziej ;)
mi też więc dobrze, że chociaż są sny :P
No właśnie w snach rzadko ;) Niestety ;)
Prześlij komentarz