sobota, 12 marca 2011

Terapeutyczne szycie - wyściółka do koszyka

Próbuję terapii robótkowej... Czepiam się każdego sposobu, żeby tylko wymknąć się atakom płaczu, histerii, paniki. Żeby przydusić smutek, zająć czymś ręce i głowę. Zmuszam się do chociażby minimalnej aktywności. I kreatywności, na kurodomową miarę (swoją drogą to też pewnie przyczyna części moich smutków - zamiast dziergać powinnam robić na przykład doktorat, albo chociażby uczyć się czegoś niepożytecznego acz wyrafinowanego).
Może da to jakieś efekty, nie wiem, na razie zapomniałam jak to jest być szczęśliwą, albo chociażby zadowoloną. Marzę o osiągnięciu stanu odrętwiałej obojętności :/ Chciałabym móc powiedzieć - mam to wszystko gdzieś. Niestety nie mogę. Świat boli :/

Efektem moich dzisiejszych zmagań jest wyściółka do wiklinowego koszyka. Od dawna miałam ochotę na koszyk do włóczek i tym podobnych dupereli. Wczoraj w IKEI nabyłam takie COŚ. Jako, że sterczą z tego badyle, zagrażające integralności moich bezcennych robótek, postanowiłam bohatersko stawić czoła maszynie i uszyć wyściółkę. Żeby było praktycznie i ślicznie.
Korzystałam z TEGO TUTORIALU (w języku angielskim, dodatkowy bonus - nauka kilku specjalistycznych określeń). Tkanina to cienkie ale sztywnawe płócienko bawełniane. Całość zajęła mi około 2 godzin, licząc dodatkowe atrakcje w postaci pomyłki w obliczeniach i konieczności korekty (jestem, przepraszam, dupa wołowa z matematyki, nawet na bardzo podstawowym poziomie, co mnie również stopuje w krawieckich zapędach - zawsze się gdzieś pomylę i wychodzi mi nierówno, za krótko itd).
Najtrudniejsze było zmarszczenie materiału boków i dopasowanie go do dna.
Efekt jest całkiem zadowalający. Brak mi precyzji, więc z bliska, gdzieniegdzie, wyściółka dokładnością wykonania naśladuje tanią chińszczyznę, ale na moje potrzeby starczy w zupełności.

Gotowy produkt wygląda tak:




Następną pewnie będzie mi łatwiej szyć, jeśli jeszcze kiedyś się skuszę.

2 komentarze:

KORONKA pisze...

No ślicznie, Ewa, ślicznie! Dobrze, że szukasz jakiegoś zajęcia aby odciągnąć się od trosk. Chociaż na chwilę się o nich zapomina, a liczenie, mierzenie tkaniny dodatkowo zajmuje głowę. Szycie mnie wyciągnęło z ogromnego stresu i problemu więc wiem coś o tym... Głowa do góry!

Cuilwen pisze...

Niestety nie zawsze starcza siły na twórczość... Ale robię co mogę.