niedziela, 10 kwietnia 2011

Back on track

Najserdeczniej dziękuję wszystkim, którzy dostrzegli moją nieobecność. Dziękuję za każdą ciepłą myśl i słowo.
Przez chwilę nie było ze mną dobrze. Zmogła mnie choroba, między innymi. Gwoździem programu (a może gwoździem do trumny) było krwawienie z nosa, trwające 33 godziny. Bardzo upierdliwe, nie polecam.
Z ciążowych dolegliwości najgorzej znoszę aktualnie obolałe piersi (kto doświadczył ten wie co to za tortura). Jestem praktycznie cały czas na środkach przeciwbólowych, inaczej nie mogłabym się nawet ubrać. Dziwne, ani w pierwszej ciąży ani w drugiej nie dotknęły mnie takie sensacje. Może długie karmienie Ani miało tu jakiś wpływ. Coś czuję, że kiedy Wewnętrzny stanie się Zewnętrznym i ruszy laktacja, będziemy mogli na jakiś czas zrezygnować z kupowania mleka, w razie potrzeby będzie można wydoić mamę ;)
Tak wygląda Wewnętrzny w 22tc. Z boku:


... i en face.


Smutki tłumię zakupami. Potrzebowałam butów (Zawsze potrzebuję butów. I torebek. I perfum, bizuterii, bielizny, kosmetyków, taak, każdą ilość.), a na Allegro akurat był sporo przeceniony mój rozmiar ślicznych Martensów Bree w kolorze wiśniowym:

Takie buty nazywają się "mary jane", ale na własny użytek nazywam je "Butami Sierotki Marysi". Pasuję do nich a one do mnie.
Nie są to, co prawda, moje wymarzone szpilki Louboutin, ale jakoś nie wyobrażam sobie, że małżonek zgodziłby się na zakup butów za 600 dolarów, niestety... Też by do mnie pasowały. Ach. Może kiedyś. Do trumny sobie kupię, niech mnie w nich pochowają. Do tego jeszcze komplecik Chantelle i fuck yeah I'm gonna look good :P
W tych szpilkach, oprócz cudownej urody i czerwonej podeszwy (wzdech) pociąga mnie potencjał. Można na przykład wbić ten zgrabny obcasik komuś w oko, a przychodzi mi do głowy co najmniej jedna osoba, która wyjątkowo na to zasługuje ;)

Dziewczynki są bezproblemowe, urocze, rozkoszne i grzeczne, Najlepszy z Mężów cierpliwy i dobry, Wewnętrzny jest delikatny (jeszcze) i noszenie go w środku stanowi samą przyjemność. Jestem w zasadzie zdrowa, wolna od większych zmartwień. Sielanka. Każdy by tak chciał.
Nie mam już żadnych wymówek dla smutku. A ciągle zaczynam dzień od płaczu i kończę płaczem.

9 komentarzy:

Ka pisze...

Nic sie nie odzywalam, ale tez czekalam z utesknieniem na chocby zdanie.
A buty.... sa przeeeefajowskie/czadowe/piekne!
Tez bym takie chciala :-)))

KORONKA pisze...

No nareszcie...
Moja sąsiadka właśnie kupiła "te" buciki, z czerwonymi podeszwami, a ja za nic na świecie nie mogę zrozumieć, jak "one" mogą stać się przyczyną westchnień kobiet. Cieszę się, że nie jestem szafiarką i nie muszę do nich wzdychać :-)

Cuilwen pisze...

Ka, dziękuję w imieniu butów i swoim :)

Koronko, bo to się albo czuje albo nie ;) Masz szczęście, żeś wolna od takich obsesji :) Zazdraszczam sąsiadce...

delfina pisze...

Ufffffffff , no znalazła się zguba:D
Buciczki pikne . Pozdrawiam z rosołem ;)

Gabryjelov pisze...

Piękny brzuszek coraz bardziej widoczny:)mój jest sporawy ale chyba i ja jestem większa od Ciebie.Mnie piersi bolały strasznie,na szczęście mam to już za sobą.Ale rozmiar "Ich"jest zabójczy...70 HH...masakra,na szczęście mam dobry sklep w którym sprzedają w takich rozmiarach na prawdę ładne firmowe biustonosze bo nie zniosłabym tych szpiczastych babciowych:))Buty ekstra:))

Cuilwen pisze...

70 HH WOW! Można popaść w kompleksy :) A ja taka byłam dumna z moich 75 DD ;)

Unknown pisze...

Poczekaj z tymi piersiami do wyklucia. Wtedy dopiero będą bolały. Ja zapomniałam, że zanim się zahartują człowiekowi prostuje się wszystko od przystawiania ssaka. ;)))

Kajka pisze...

O sorki, zalogowałam się na konto taty. To ja, Kajka. Myślę, że mojemu tacie takie atrakcje nigdy dane nie były, hihi.

Cuilwen pisze...

LOL :))) Tak się zdziwiłam co za Jan wie tyle o biustach ;)))