Siódmego dnia więźniom skończyły się zapasy cierpliwości, optymizmu i dobrego humoru. Siły też się skończyły.
Mdli mnie od zmęczenia, frustracji i, zbliżającego się nieuchronnie, głębokiego doła. I od powtarzania sobie, że wszystko jest wspaniale, jest dobrze przecież. Tylko jestem zmęczona. Ale, jak to kiedyś usłyszałam od kogoś: "wszyscy są zmęczeni". Więc nie ma o co robić szumu. No nie?
Kryzys nadszedł chyłkiem, po cichutku i niespodziewanie, kiedy kończyłam późnym wieczorem krótkie tłumaczenie. Nie wiem jak to się stało, ale obudzilam się koło północy z twarzą na laptopie.
Powlokłam się do łóżka, gdzie akurat wtedy Mateusz postanowił się obudzić i zażądać wody, serka i bajek. Półżywa, robiłam wszystko, żeby go uciszyć, bo na myśl o tym, że wstaną i dziewczynki, sprawiała, że chciałam skulić się w kącie i żałośnie rozpłakać. Wołając mamę.
W końcu zasnął, ja też. Wstał o 5.30. Ja też.
Piąta noc zarwana? Szósta? Nie pamiętam a nie chce mi się liczyć. Chcę spać. tak strasznie, rozpaczliwie chcę spać.
Co to zmęczenie? Co to bezradność? Frustracja? Nie wiesz, dopóki, zjebana jak koń po westernie, nie położysz się do łóżka, tylko po to, żeby za chwilę z niego wstać i, potykając się o własne nogi oraz wpadając na meble, zajmować się wrzeszczącym dzieckiem. Drżąc z przerażenia, że za chwilę obudzą się i wstaną pozostałe dzieci. I już nigdy, nigdy nie pójdziesz spać i nigdy nie odpoczniesz i już zawsze ten ból głowy z wyczerpania, od którego ślepniesz na lewe oko i to się nigdy nie skończy i nic nie będzie lepiej.
Dzień dobry, depresjo. Zapraszam, rozgość się.
19 komentarzy:
Ooo... czyli wczorajszą noc spędziłyśmy tak samo ;) tylko,że u mnie Młodszy wrzaskiem obudził się też Starszego, który zaczął kaszleć jak stary gruźlik... potem jeden chciał spać, ale broń boże w swoim łóżku, najlepiej w dużym,a drugi nie chciał spać... do drugiej siedziałam w fotelu, bo Młodszy nie pozwalał mi się położyć;)terrorysta jeden
Nie wiem jak Ty to znosisz :/ NIENAWIDZĘ tego. Jestem dzis tak wściekła, że mam ochotę zrobić sobie krzywdę.
Ta zima też nie pomaga w samopoczuciu...niestety. I wszytsko zaczyna denerwować, coś o tym wiem ;;;///
Ewa, nie martw sie, mnie też najmniejszy drobiazg wyprowadza z równowagi, odnoszę wrażenie a czasami pewność, że rozniosę wszystko w pył, i szlag mnie trafi i w końcu będzie spokój.
No dokładnie, to jest takie uczucie. Że ta fermentująca złość w końcu osiągnie takie ciśnienie, że wybuchnę jak bomba wodorowa i rozpieprzę wszystko i wszystkich w moim zasięgu.
A zima swoja drogą :/ Jeszcze jak jest slońce to pół biedy, ale tak jak dziś - masakra.
Ja sobie powtarzam, że dam rade, dam radę, dam radę ...
i że to minie (nie zastanawiam się kiedy, bo to moja się z celem)
a moja siostrzenica ostatnio zapytała swoją mamę "mamo, a po co pan Bóg wymyślił słowo "kurwa"?"
ja bym odpowiedziała, że specjalnie dla obudzonych matek :)
otóż to
A macie takie mysli typu "A po co mi to bylo"?
Jasne :) Nawet pisałam kiedys na blogu, że po kij mi to było, trzeba było se kota kupić.
Staram sie nie mysleć o tym za bardzo, bo w sumie nie wiem jak by to było, gdyby było nie tak jak jest :D
Znaczy jak by moje zycie wyglądało gdybym dokonała innych wyborów. Ale pewnie nie byloby różowo. Tyle, że mogłabym się WYSPAĆ, kurwa. I wysikać bez dziecka włażącego na mnie.
;)
Chociaż mam nadzieję, że to włażenie i wrzaski i zarwane noce nie będą trwać do matury. Że za jakie dwa trzy latka to się skończy. Bo już teraz zdarzają się przebłyski normalności i powiem wam, że czuję się wtedy zupełnie innym czlowiekiem.
Małe dzieci naprawdę potrafią wykończyć człowieka, na zupełnie podstawowym poziomie, fizycznie, w najprostszych sprawach. O tym się szybko zapomina w obliczu problemów, których przysparzają starsze dzieci. A niesłusznie.
z innej beczki, ale o wybuchu. Moim wybuchu. Kiedys w pracy. kto mnie zna, to wie, ze spokojny ze mnie człowiek, cierpliwy, znoszący wszystko, co mu na głowę spadnie. Pewnego dnia w biurze wybuchłam, przez telefon darłam się na kogś rzucając wszystkimi kurwami i innymi . MOj przełożony aż wyszedł ze swojego pokoju i nie mógł własnym uszom uwierzyc, ze ja tak potrafię. Otóż potrafię. Takie wybuchy w ciagu 13 lat zdarzyły się trzy :) Dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie :))))))) Kiedy ogarnia mnie taka złość, to sama się siebie boję, bo jestem wtedy na prade nieobliczalna, nie zważam kto przede mną stoi, prezydent, prezes, dozorca :))))))))
WOW, w takim stanie Cię nie widziałam nigdy :D Jak taki spokojny człowiek wybucha to imet jest jeszcze wiekszy i efekt piorunujący bo nikt się nie spodziewa...
czasami się zdarzam raz na ruski rok i efekt jest podwójny, bo nikt sie nie spodziewa :)))))) lepjej jest nerwusom, niz takim spokojnym, szybciej ja zawału dostanę :0
Także, no czasami człowiek musi, bo inaczej się udusi :))))
No, tylko niektórym to się zdarza raz na parę lat a innym raz na pare dni ;)
Poczekaj az mi dziecko podrosnie :)
Twoje dziecko będzie stuprocentowym dżentelmenem. Nie bedzie sprawiać żadnych problemów :D
Prześlij komentarz